poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Rozdział XI: "Ponowne spotkanie"

Nicole's POV:

               Minął już jakiś czas odkąd nasz dom odwiedziła Hędzia. Doprowadziliśmy ją do ładu i pozyczyliśmy ubrania i wow, nie dziwię się, ze była gwiazdką na niebie Nialla. Jednak teraz to ja nią jestem. Zresztą to mówi mi co noc. Powtarza jaka jestem piękna, idealna. Gdy jesteśmy sami podziwia każdy skrawek mojej twarzy. Zna każdy pieprzyk i każdą zmarszczkę. Mówi, ze nigdy nie spojrzy na inną dziewczynę dopóki ma mnie przy sobie. On już nie jest taką twardą skałą jaką wydawał się być jak go poznałam. To, że jest pokrzywdzony przez życie nie znaczy, że nie ma uczuć. Czasami zastanawiam się czy chciałby się oderwać od bycia tym złym. Czy gdyby miał innych rodziców to byłby inny. Zapewne tak, ale czy wtedy poznałby mnie? Czy trafiłby w to samo miejsce to ja w tym samym czasie? To jest trochę miłość jak z fanfiction, nie sądzicie? Bezgraniczna. Zawsze myślałam, ze takie istnieją tylko w tandetnych opowieściach a jednak trafiają się też naprawdę.
Dzisiaj pierwszy raz odwazylismy się wyjść z domu. Idziemy do kina na jakąś ekranizację książki. Chyba "Gwiazd naszych wina". Ja na wszelki wypadek biorę chusteczki a on mini gun. Nie mam mu za złe, ze chce nas bronić, nawet to popieram, ale nie każdy facet bierze na randkę pistolet. To trochę dziwne...
W każdym razie będzie świetnie. Oprócz broni przemycamy na salę masę jedzenia. Jesteśmy już gotowi do wyjścia gdy dzwoni telefon. Odbieram go ja a w słuchawce rozbrzmiewa głos rudowłosej:
               -Jezu, Niki, jestem na randce i zupełnie nie wiem co robić. Moja pewność siebie chyba spłynęła w rynsztoku. Proszę pomóż rozmowa nam się nie kleji, nic. - Panikowała
               -Co? Z kim na randce? A zresztą nie ważne. Nie mam za bardzo czasu. Uspokoj się, pytaj o jego zainteresowania, patrz mu w oczy i uśmiechaj się.
               -I nie zapomnij prezerwatywy. - mruknął do słuchawki roześmiany Ni.
               -Powodzenia, baw się dobrze. - Powiedziałam i rozłączyłam się.
Ruszyliśmy na pieszo do oddalonego o dwa kilometry kina. Niby domek w lesie ale miasto było dosyć niedaleko. Swobodnie przeszliśmy wzdłuż krętej ulicy i trafiliśmy prosto do budynku z wielkim szyldem "MULTIKINO". Weszliśmy do środka i podaliśmy bilet miłej pani stojącej przed wejściem do sali numer dwa i weszliśmy do pomieszczenia. Rozsiedliśmy się na wygodnych fotelach i zajadaliśmy się przemyconym popcornem czekając na rozpoczęcie seansu. Film poprzedzało jakieś półgodziny reklam, przez które zjedlismy już połowę jedzenia jakie przynieśliśmy. Zwiastuny innych filmów, reklamy cukierków, płynu do golenia i list gończy?
"Poszukiwana jest para morderców i dealerów. 22 latek i 20 latka uciekli z miejsca strzelaniny. Reszta gangu zamknięta w więzieniu. Ta dwójka ostatnio widziana była na terenie Mullinghar w wyporzyczalni aut. Każdego kto ich widział prosimy o kontakt z policją." W tym momencie pojawiły się nasze zdjęcia. Nie, to niemożliwe. Przełknęłam głośno slinę i złapałam Nialla za rękę. Wziął ją i zaczął delikatnie rysować kciukiem kółka na mojej skórze. Do końca filmu nawet nie spojrzałam na ekran. Patrzyłam pustym wzrokiem w sufit. Myślałam co teraz będzie. Jesteśmy poszukiwani w całej Irlandii. Nie uda mi się teraz uciec do rodzinnej Polski ani długo nie pomieszkam w jednym miejscu. Mam nadzieje, że Niall coś wymyśli. W co ja się wpakowałam.

***

               Po powrocie do domu przytulaliśmy się do siebie i rozmawialiśmy na różne tematy, szerokim łukiem mijając ten nieprzyjemny wątek poszukiwania nas przez policję. Szeptaliśmy sobie słodkie słówka. Niall zwiedzał rękami każdy milimetr mojego ciała. Jego usta musnęły moje i...i...i usłyszeliśmy dzwonek telefonu Ni "Don't Stop - 5 seconds of summer". 
               -Dlaczego oni zawsze dzwonią w nieodpowiednim momencie? - jęknął i wstał z kanapy. Podniósł swojego samsunga ze stolika i odebrał połączenie w trybie głośnomówiącym.
               -Halo? Rozmawiam z Niallerem?
               -Taaak. - odpowiedział niepewnie.
               -Gościu, żyjesz jeszcze? Uciekliśmy! Tu Teddy. Jezu, jak żyjesz? 
               -Ed?! Boże martwiłem się o was. Jak wam się udało?
               -W sumie to nie było takie trudne. Chachi wpakowała się w kłopoty, ale dosyć uprzejmy strażnik ją przyłapał na seksach z innym więźniem...
               -Zamknij się. - krzyknęła Olivia do słuchawki.
               -Zabawna historia. No i ten strażnik - Paul Higgins zaproponował pomoc w ucieczce za wyciągnięcie z więzienia jego syna. Noo i tak jesteśmy w jego domu na obrzeżach Dublinu. - dokończył Sheeran.
               -Jesteśmy jakieś półtora godziny od ciebie. Przyjadziemy do was jutro rano. Prawda Ni? Możesz podać mi adres? - piszczałam podekscytowana. Przynajmniej jedna dobra wiadomość tego dnia. Żyją i są bezpieczni. To jest najważniejsze.

***

               
                 Jedziemy właśnie na Charlestown Avenue 78 w Dublinie. Jedziemy spokojnie. Jazda obyła się bez korków i co najważniejsze - policji. Samochód, który wynajęliśmy jeszcze w Mullinghar został trochę przerobiony. Zmieniliśmy mu rejestrację i przemalowaliśmy za resztę kasy, którą znaleźliśmy w schronie i w skarpecie Caro z hajsem "na czarną godzinę". Jest mniejsza szansa na to, że nas znajdą. Gdy dojechaliśmy na miejsce przeszliśmy na czwarte piętro po schodach. Mieszkanie numer 45. Zapukaliśmy, ale nikt nie otworzył drzwi. Pchnęłam drewnianą powłokę i otworzyła się bez najmniejszego oporu. Bałagan i grupka ludzi leżących na podłodze. Brązowooki chłopak o ciemnej skórze kiwający się w przód i w tył zaraz obok zakrwawionego mężczyzny w średnim wieku z cały czas otwartymi oczami bez żadnego wyrazu. Żandego życia tlącego się w nich.
                 -Oh, kto do nas zawitał... - wyszeptał zachrypnięty lekko głos. Nie zobaczyłam już nic więcej oprócz burzy loków. Dalej była już tylko ciemność i zimna podłoga nieogrzewanego mieszkania.
_________________________________________________________________ Obiecuję, ze następny rozdział będzie długi niczym litania. Kocham xx Teło

Rozdział X: "Wolni"

Chachi's Pov:

           Słysząc głos zerwałam się z Loganem na równe nogi. Zasłoniłam się kocem a on wciskał na siebie szybko kombinezon. Do cholery czemu mam takiego pecha.
Między kratami zobaczyłam twarz starszego mężczyzny. Był dosyć zadbany, parę zmarszczek mimicznych i nic poza tym. Wyglądał dosyć przyjemnie, ale wątpię żeby strażnik więzienny, który właśnie przyłapał dwójkę więźniów w jednoznacznej sytuacji miałby dobre zamiary.
           -No, no, no. Widzę, że nieźle się dziś bawiliście. Szkoda by było gdyby główny strażnik się o tym dowiedział... - zaczął Paul z tego co wyczytałam z jego identyfikatora. - Jestem Paul - strzał w dziesiątkę - i mam dla was małą propozycję. - Oboje patrzyliśmy się na niego z dekoncentrowanymi spojrzeniami. - Więc w zamian za nie doniesienie na was oczekuje od was małe spryciarze abyście mi pomogły. Wasza część układu, który prawdopodobnie zawrzemy polega na ucieczce. Tak, macie szansę uciec, ale nie sami. Mój syn również jest tutaj zamknięty. Nazywa się Zayn Malik i jest w celi 554. Oczywiście pomogę wam w ewakuacji. Liczę, że wasza dwójka jest na tyle sprytna żeby się stąd wymknąć i ludzi z gangu Olivii też możecie zabrać, może nawet to oni zaważą o powodzeniu tej misji. To jak? Wchodzicie? Czy wolicie dostać karę za nieposłuszeństwo?
Ja i Lerman spojrzeliśmy na siebie i kiwnęliśmy głowami na tak.
            -Wchodzimy. - powiedzieliśmy jednym głosem.

***

               W godzinie lunchu udało nam się znaleźć na ogromnej stołówce Eda i Caro, którzy od początku pobytu są w jednej celi i trzymają ze sobą. Jakiś idiota nas ulokował, ale to działa na naszą korzyść. Ułatwia nam to współpracę. Powiedzieliśmy im o układzie i Caro od razu jako mózg grupy wzięła się za jego przygotowanie. Po paru tygodniach obliczania czasu zmian ochrony i rozważaniu każdej możliwej okoliczności mieliśmy gotowy plan idealny. Całość miała rozpocząć się 1 kwietnia. Wtedy wszyscy więźniowie "trollują" pracowników i siebie nawzajem. O reszcie koncepcji zadecydują czyny.

***

1 kwiatnia. Czas na akcję.
                Jesteśmy wszyscy na śniadaniu i dzisiaj tak jak przewidywaliśmy jajecznica, a raczej coś co ją przypomina. Naszą przynętą jest Zayn, którego zdążyliśmy już poznać. Podchodzi do obserwatora stołówki, którego nazwaliśmy "anioł stróż" i pyta:
                -Proszę pana?
                -Czego chcesz, Higgins?
                -Wie pan jakie jest najpyszniejsze danie na świecie?
                -Ugh, jakie?
                -Jajecznica, chce pan spróbować?
                -Nie.
                -Ups, za późno, już leci! - krzyknął i zza pleców wyjął plastikowy talerz śniadania rzucając go w twarz stróża. Ten natomiast chwycił swoją porcję i rzucił w Zayna. On, tak jak przewidywaliśmy schylił się a porcja poleciała w stronę innego więźnia. Ed krzyknął swoim głębokim głosem "Walka na żarcie" i tak właśnie zaczęliśmy klasyczne zamieszanie. Zayn przecisnął się przez walczące ciała do naszej grupki i razem pobiegliśmy do Paula, który "pilnował" wejścia do sali. Chachi wzięła następny talerz i cisnęła nim w 3 kamery monitoringu podczas gdy stróż nadal nie uporał się z jajkami w oczach. Wymknęliśmy się kuchnią do parkingu dla personelu czyli najmniej strzeżonego miejsca w całym Kilmainham. A mówią, że to najbardziej strzeżone więzienie w kraju, pff. Kucharki nawet nie zwróciły uwagi na 6 więźniów przeciskających się przez kuchnie 4 na 4 metry pełną sprzętu kuchennego i jajecznicy. A może Paul dopilnował tego żeby nie zauważyły. Wyszliśmy na zewnątrz i pierwszy raz nie czuliśmy tego, że ktoś śledzi nasz każdy krok. Wsiedliśmy do samochodu Paula wciskając się w siódemkę do małego vana. Nasz Higgins wykręcił profesjonalnie z miejsca parkingowego i podjechał wolnym tempem do bramy wiazdowej. Zatrzymał się przy furtce i otworzył okno.
                 -Cześć, Higs, co tam u ciebie? - Odezwał się kobiecy głos zza szyby. To była straźniczka bramy. Serce skoczylo mi do gardła. Paul nic o niej nie mówił. Proszę nie spieprz tej rozmowy.
                 -Nie zgadniesz Helen! Wreszcie wyciągnąłem syna i parę innych dzieciaków z tego miejsca! - Co on do cholery wyprawia, chyba wie co robi.
                 -Wiedziałam, ze wreszcie ci się uda! Gratuluję. Jak coś to będę cię kryć, jedź już. - westchnęła podekscytowana i jednym przyciskiem wypuściła nas z placu więzienia. Nie wierzę, ze to się dzieje naprawdę.

piątek, 20 czerwca 2014

Rozdział IX "Czy to początek nowych przyjaźni?"

Niall's Pov:
-Tak, to ja. Twoja Hędzia. Jeśli nie jestem tu mile widziana to wyjdę, ale po tych latach chciałabym cię za wszystko przeprosić. Wiem, że sprawiłam ci ból i.. Ja naprawdę przepraszam. Nie wiem jak, gdzie i kiedy, ale wynagrodzę ci twoje cierpienia... - Łkała ruda, jednak nie dałem jej skończyć i pchnąłem ją w moje objęcia. Gładziłem i okręcałem wokół palca kosmyki jej włosów. Wiedziałem, że to ją uspokaja. Dziewczyna stała jak wryta. Widocznie nie spodziewała się takiej reakcji z mojej strony. Nawet nie drgnęła, nie odwzajemniła objęcia. Oderwałem się od niej i spojrzałem głęboko w oczy.
-Wszyscy popełniamy błędy i każdy z nich bez wyjątków powinien być wybaczony. Jesteśmy młodzi, jeszcze nie jedną rzecz zawalimy. Teraz powinniśmy żyć pełnią życia a nie marnować je na podłodze w barze zalewać się łzami i strumieniami alkoholu. Głowa do góry, wybaczam. - uśmiechnąłem się łapiąc ją za ręce. Wciąż nie odrywałem oczu od jej niebieskich tęczówek. Gdy tylko dotknąłem jej dłoni poczułem niewyobrażalne zimno i ukłucie w sercu. Była cała przemarznięta a ja, głupi nie pomogłem jej tego wieczoru gdy widziałem ją ostatni raz. Nie chciałem by Nicole wiedziała kim ona jest. Nie chciałem by ktokolwiek poza mną i moim gangiem wiedział kim ona jest. Zachowałem się jak dupek i teraz muszę odkupić swoje grzechy. -Wejdź do środka, jesteś cała przemarznięta, a po twoich worach pod oczami wnioskuję, że od dłuższego czasu nie spałaś. Chodź za mną. - rozkazałem i pociągnąłem ją w stronę salonu. Usadziłem ją na dużej kanapie i owinąłem prawie wszystkimi kocami, które na niej leżały. Zawołałem Nicole, która wciąż siedziała za drzwiami sypialni nasłuchując co się dzieje. Zapoznałem ją z Magie. Chyba nawet się dogadują. Pozbawiają już parę godzin o jakiś babskich głupotach. Jest już późno. Godzina 24. Czas iść spać. Nessa, z którą śpię w jednym łóżku w pokoju na piętrze gdyż jak twierdzi 'boi się spać w opuszczonym domku w środku lasu samemu' już dawno odpłynęła do krainy Morfeusza a ja dalej zaprzątam sobie głowę jedną myślą. Jak Magie się tu znalazła? Śledziła nas? Obiecuje, że jutro rano znajdę odpowiedź. Zasnąłem wpatrując się w piękna twarz Nicole. Tak właśnie, wpadłem po uszy. Nigdy nie wpadł bym że na świecie znajdę kogoś równego, lub nawet przewyższającego Magie. W mojej głowie tli się iskierka nadziei, że kiedyś będziemy razem i już nigdy nie będę musiał żegnać się po raz kolejny. ***
Wstałem z łóżka z niemałym bólem głowy przez nadmiar wczorajszych zdarzeń. Odkryłem swoje umięśnione ciało a koc pod którym spałem rzuciłem na bezbronną, zwiniętą w kłębek Thirlwall. Przez sen zabrałem jej całe okrycie a dziewczyna spała w zimnie. Zrobiło mi się ciężej na sercu bo zmusiłem ją do marznięcia. Domek w lesie był ładny ale nie był ocieplany, wczoraj mogłem napalić w piecyku. Spojrzałem prelotnie na dziewczynę próbując znowu nie zahipnotyzować się jej widokiem, Marzyłem chwilę o jej pięknych rysach twarzy u miękkiej skórze. To wielkie szczęście mieć Nikole przy sobie jednak jeszcze nic nie wiadomo. Nikt nie potwiardził tego czy jesteśmy razem jednak mam wrażenie, że te dwa słowa "kocham cię" coś znaczą. Wyrwałem się z przemyśleń, szybko owinąłem się w szlafrok i wsunąłem stopy do moich kapci. Powoli, ospałym krokiem ruszyłem schodami w stronę kuchni. Cały czas podążał za mną dźwięk burczenia w brzuchu i... szczekania psa? Niemożliwe, rozejrzałem się dookoła, ale nie ujrzałem żywej duszy. Zignorowałem odgłosy i ociężale popchnąłem powłokę dębowych drzwi prowadzących do kuchni. Przejrzałem szafki i lodówkę, ale znalazłem tylko kurz, pajęczyny i trochę przyborów kuchennych. Dobrze, że chociaż z domu wziąłem parę zupek chińskich, konserwy, talerze i trochę sztućców w razie gdybyśmy mieli jechać więcej niż dzień. Widocznie panowie z policji nie byli zainteresowani jedzeniem czy zastawą stołową i nie chcieli wziąć ich do analizy czy czegośtam. Zagotowałem wodę w starym czajniku a wrzątek wymieszałem w miseczce razem z gotową zupą. Zjadłem wszystko z apetytem. Po dłuższym czasie bycia głodnym nawet zwykła, łagodna zupka chińska cieszy. Chwilę jeszcze siedziałem czekając aż jedzenie zaczęło się trawić i podążyłem do salonu. Hędzia już nie spała. Wpatrywała się w biały sufit i leżała bez ruchu dopóki nie wyczula mojej obecności. Skanowała mnie chwilę wzrokiem i zaśmiała się.  
-Fajne buty, Ni. Myślałam, że już dawno wyrosłeś z tego rodzaju zabaweczek i bawisz się czymś w stylu wibratora. Do tego ten stylowy kolor! - chichotała. Spojrzałem na swoje stopy i zobaczyłem dwa różowe szczeniaczki z języczkami wystawionymi na wierzch. To były buty Nessy. Pomyliłem je. Rzuciłem rudowłosej zniesmaczone spojrzenie i podszedłem do niej bliżej. Gdy tylko postawiłem krok do przodu po pomieszczeniu rozległo się kolejne szczekanie. To były te kundelki na moich stopach. Tym razem i ja miałem ochotę się zaśmiać, ale zrezygnowałem i zdenerwowany rzuciłem miśkami w ścianę. Starałem się grać twardego lecz było to lekko niepoprawne, nie wychodzi mi to a raczej wychodzę na gościa z zaburzeniami psychicznymi. Hędzia nieznacznie się przestraszyła i uśmiech zniknął jej z twarzy. Chyba przypomniał jej się ostatni raz gdy byłem zdenerwowany. Rzucałem wszystkim co popadło, krzyczałem i płakałem, ale dziewczyna chyba nie zdaje sobie sprawy, że wtedy złamała mi serce a nie założyła na nogi buty w pieski...
Widząc jej skołowanie bez zastanowienia przytuliłem się do niej i dałem chwilę na uspokojenie. Tym samym chciałem jej przekazać że przy mnie jest bezpieczna i nie musi się mnie bać. Czasami zachowuję się jak dupek, powinienem najpierw myśleć, potem robić, ale to nie sprawdza się za często w akcji, Zanim wszystko dogłębnie przemyślisz możesz dostać kulką w łep. W trakcie gdy trzymałem w swoich ramionach Magie do pokoju weszła Nicole. Wyglądała na zmieszaną gdy zobaczyła naszą dwójkę w swoich objęciach. Jej brwi zmarszczyły się w złości. Wzięła swoje kapcie, obróciła się na pięcie, i bez słowa wyszła rzucając we mnie moim szarym kapciem na porzegnanie. Wyglądała trochę na obrażoną. Dlaczego? Zetknąłem na Magie a ona zrzuciła z siebie moje ramiona i westchnęła:
-Niall, myślałam, że nie jesteś aż takim idiotą. Widać, że dziewczyna cię kocha, nie spieprz tego. Jak się postarasz to może poruchasz, Ni. - przeciągnęła samogłoski w słowie 'może' i zaśmiała się cicho. - A teraz idź do niej i jej wytłumacz o co chodziło. A tak w ogóle co ty odpieprzasz? Nigdy nie zgrywałeś takiego opiekuńczego jak byliśmy raaa.. już wiem. - Wyszczerzyła się - zmiękłeś przez nią. Ty, wielki gangster i dealer zmiękłeś przez dziewczynę. Jestem pod wrażeniem jak zakręciła ci w głowie, dbaj o nią. -Ale ja wcale nie... - jęknąłem ale nie dane było mi skończyć. -Nie zaprzeczaj Niall, po prostu przyznaj to samemu sobie, widzę to. - ten rudzielec naprawdę mnie wkurza, ale kurna, ma rację. Jestem dla Nicole miękki jak galareta. Nikomu przecież nie dałbym spać w tym samym łóżku co ja, nikogo innego nie wyciągnąłbym z tak głębokiego doła w jakim była i przygarnął do siebie, a zwłaszcza nikogo nie wyrwałbym z rąk Stylesa ryzykując los własnych przyjaciół. Jednakże przyznajmy, gdybym nie kupił Nicole od Harry'ego a on nie wykrył dzięki temu mojej słabości, którą okazała się być miłość do niej i ona sama, mój zespół nadal byłby w pełnym składzie. -Dobra, przyznaję, zmiękłem, pomóż mi.. - mruknąłem. -Zaraz, co tam mamroczesz pod noskiem? - spytała Gillan sarkastycznie. -Przyznaję, zmiękłem! - krzyknąłem. - Pomóż mi wybrnąć z tego gówna, dla ciebie tak nie zmiękłem, nie mogłem i nie mogę, muszę być twardy jak skała i zimny jak lód.
-Ej, chyba nadszedł czas aby zadbać o dziewczynę, powodzenia. Tylko wiecie, ciszej proszę, nie jesteście sami w domu. - uśmiechnęła się pokrzepiająco i wypchnęła z salonu. Gdy wyszedłem na korytarz. Gula uwięzła mi w gardle a ręce zaczęły się pocić. Zacząłem swoje poszukiwania. W kuchni jej nie było, w łazięce też nie. Poszedłem więc na piętro. Z każdym stopniem schodów czułem się coraz mniejszy, co jeśli mi nie wybaczy? To niby tylko przytulas, ale wiem jak bardzo boli zazdrość i fakt, że osoba, z którą doszło do tego kontaktu była kiedyś moim największym skarbem. Czy warto o taką błahostkę przekreślać coś tak wielkiego? Popchnąłem pierwsze drzwi po lewej i oślepiło mnie poranne światło odbijające się od śnieżno białych ścian. W kącie tego jasnego pomieszczenia stało łóżko na którym niewzruszenie leżała Thirlwall. Przez światło wydawała się być jeszcze bladsza niż zwykle, jednak jej oczy były lekko zaczerwienione. Podszedłem do niej na palcach nie zakłócając idealnej ciszy. -Hej, kotek, czemu jesteś taka obrażona? - Zapytałem troskliwie marszcząc brwi. -Jeszcze nie wiesz? Myślałam że jesteś mądrzejszy. - Burknęła obracając się na brzuch i nurkując głową w poduszce.
-Magie to tylko przyjaciółką, wszystko co było między nami, cały płomień wygasł.. a tak w ogóle czy my jesteśmy razem,,, no wiesz. - jąkałem się zdenerwowany.
-Tak, znaczy myślałam, że tak, ale wolisz bawić się ze swoją byłą, twoim największym skarbem. - ledwo słyszałem co mówiła, przez poduszkę, która nadal przytulona była do jej twarzy.
-Jestem na tyle mądry aby zrozumieć jak bardzo cierpisz nawet z błahych powodów. jednak wiedz, że nigdy nie dał bym ci upaść. Czy jakbym był głupi to odkupiłbym cię od Stylesa, nie wykorzystując cię? Czy jakbym był głupi to zabrałbym cię do siebie, ubrał i wykarmił jak własne dziecko? W tym rzecz, że zrobiłbym to nawet jeśli byłbym kompletnym idiotą. Rozbiłaś zimną warstwę mojej duszy i odnalazłaś dobrego, kochanego i miłego mnie. Jesteś moim słońcem, niebem, powietrzem i ziemią. Moim promyczkiem słońca w burzliwy dzień i nuggetsem w McDonaldzie. Bez ciebie nie mógł bym żyć i kocham cię.. Tak, to idealne słowa, kocham cię. Jeśli mi nie wierzysz to kupię jutro megafon za resztę pieniędzy, które mi zostały i będę jeździł po całej Irlandii krzycząc "Jestem Niall James Horan i kocham Nicole Thilwall ponad życie" mając w dupie to że mogą mnie wsadzić tak jak Caro, Teddy'ego czy Chachi... - mówiłem, ale momentalnie zamilkłem bo pewna osoba zerwała się i zamknęła mi usta namiętnym pocałunkiem...

środa, 14 maja 2014

Rozdział VIII "Kilka pocałunków i coś więcej"

Chachi's Pov:
         Jestem w celi z facetem. Ma na nazwisko chyba Lerman i jest mega przystojny.
Jest mniej-więcej w moim wieku i ma piękne błękitne oczy. Jedyna rzecz, która sprawia, że te zimne więzienne mury znikają to właśnie on. Znacie to nieziemskie uczucie motylków w brzuchu albo małego ataku serca na widok kogoś, kto jest waszym małym światem? Ja właśnie to czuję. Nie mogę uciec z tego małego świata i nie mam na to najmniejszej ochoty. Chciałabym zostać tam do końca mojego życia.
Wreszcie po jakiś dwóch godzinach, przez które bez przerwy gapiłam się na współwięźnia, on zagadał do mnie.
         -Kochanienka, jak masz na imię? Czyżbym się tobie podobał? Chcesz się chędożyć?  - zapytał niegrzecznie i zachichotał.
         -Może mi się podobasz a może nie a co do chędożenia... - wypowiadając z irytacją ostatnie słowo zrobiłam nawias w powietrzu. - raczej nie skorzystam. Tak w ogóle nazywam się Olivia Gonzales, ale mów mi Chachi. - uśmiechnęłam się, wstałam ze swojego zimnego łóżka i przytuliłam się delikatnie do chłopaka. Usiadłam na krawędzi jego posłania i zaczęłam:
         -A pan jak ma na imię? - zapytałam flirciarsko przygryzając wargę.
         -Logan. Logan Lerman, ale mów mi Percy. - powiedział zimno. Potem nastała cisza którą przerwał brzęk kluczy i skrzypienie krat otwieranych przez strażnika.
         -Zakochańce! Czas na lunch! Podnoście swoje szlachetne tyłki i do stołówki!
Wstaliśmy niechętnie i ruszyliśmy w stronę stołówki. Byliśmy skuci w kajdanki i ubrani w jakiś niemodny czarno-biały kombinezon, okropieństwo.
Strażnik śledził każdy nasz krok i dyktował jak mamy iść i gdzie mamy usiąść. Siedliśmy razem i kontynuowaliśmy rozmowę jedząc jakieś nie wiadomo co prawdopodobnie wyjęte z kosza albo kibelka.
         -Ile dostałaś wyroku i za co. - zapytał zaciekawiony.
         -Dożywocie za sprzedaż używek, morderstwa i przetrzymywanie. A ty?
         -Też dożywocie za zabójstwo i ciężki uszczerbek na zdrowiu oraz handel żywym towarem. - westchnął.
         -Wow! Piątka. - krzyknęłam z dziwną dumą w głosie, podniosłam rękę i przybiłam z chłopakiem piątkę.
         -Ta, niby fajnie, ale coś mnie trapi. Do końca życia nie zdobędę pracy, nie skończę studiów i nie spełnię marzeń... Wszystko dlatego, że wpakowałem się w to gówno z miłości. - łzy napłynęły mi do oczu. Było mi go niewyobrażalnie żal. Ja też się w to wpakowałam, ale nie żałuję tego. Gdybyście mieli rodziców alkoholików, tacy przyjaciele jak Caroline, Ed i Niall byliby dla was zbawieniem. Straciłam niewiele i jakoś zbytnio się tym nie przejmuję. Logan zostawił w tyle całe swoje życie, prawdopodobnie wspaniałe życie aby przypodobać się jakiejś suce, ugh. - A ty czego najbardziej żałujesz? - milczałam i zaczerwieniłam się. - Oh, przestań, powiedz i tak spędzisz całe życie w jednej celi ze mną. Żadne słówko nie wyjdzie poza mury tego budynku i sama o tym wiesz.
         -Nie, to głupie.. - zarumieniłam się jeszcze bardziej.
         -Nie bój się, powiedz mi, ja nie gryzę. Nie będę się śmiał. - obiecywał chłopak dodając mi odwagi.
         -Eh, no dobra, więc jedyną rzeczą jaką żałuje jest to, że nigdy się nie ożenię, nie przeżyje swojego pierwszego razu i nie będę miała dzieci.. wiem to głupie, ugh, mogłam ci nie mówić.. - zwierzyłam się i byłam wkurzona na samą siebie, że powiedziałam o tym facetowi, jestem idiotką, ale już nie cofnę swoich słów. Kurwa, dlaczego musisz być aż tak olśniewający. Wyjdź mi z tym twoim przekonywującym spojrzeniem.
         -A bardzo zależy ci na tych celach i marzeniach? - zapytał z czystej ciekawości uśmiechając się lekko.
         -Ta.. raczej, o niczym innym nie myślałam w ten sposób.. - stwierdziłam i odwzajemniłam mu uśmiech wzruszając ramionami.
         -Skoro i tak mamy dożywotkę to czemu by tego nie zrobić? Mamy tylko siebie i szare ściany wokół nas. Zastanów się nad tym, nie chcę tego robić z przymusem, ale też chciałbym przeżyć swój pierwszy... - zaczerwienił się. To wyglądało tak słodko, małe, malinowe rumieńce na tej jego pięknej okrągłej twarzy bez żadnej skazy. Był perfekcyjny, a myślałam, że tacy mężczyźni są na wyginięciu. Przyłapał mnie na gapieniu się na niego, uśmiechnął się niezręcznie i odszedł, ups, obym go nie odstraszyła..

***

         Strażnik odprowadził mnie do celi po popołudniowym spacerze i uwolnił z kajdanek.
W tym okropnym miejscu promienny uśmiech Logana, który wrócił ze spaceru wcześniej z powodu "złego samopoczucia", jest dla mnie zbawieniem.
         -Więcc.. zastanowiłaś się nad tym... no wiesz. - zapytał niepewnie.
         -To trudne, wszystko dzieje się tak szybko w moim życiu. Porwania, strzelanina, policja, więzienie, proces sądowy, miłość i teraz to. - wyżaliłam się. To wszystko jest dla mnie naprawdę dziwne i stresujące.
         -Oh, więc masz na oku innego.. wiesz naprawdę.. przepraszam, to głupie.. j-ja.. przepraszam. - mówił każdą część zdania tak jakby nie mógł złożyć go w całość. - A p-powiesz mi przynajmniej kto nim jest? Czy to też więzień? - szepnął przygnębiony. Zaśmiałam się cicho z dezaprobatą i spojrzałam na niego litościwie. Przykucnęłam przed nim. Siedział na swoim łóżku więc nasze oczy były teraz na mniej więcej takim samym poziomie. Starał się na mnie nie patrzeć i odwracał wzrok ze wstydem ale ja złapałam go za ręce i wyszeptałam:
         -Tak, jest więźniem. Jest bardzo przystojny, ma piękne, błękitne oczy i brązowe włosy. Samo jego spojrzenie sprawia, że można się w nim zakochać, a ten uśmiech... ahh, nieziemski.. - westchnęłam.
         -A jak on ma na imię? Jak ma na imię? - zapytał lekko zdenerwowany. Widziałam zazdrość w błękicie jego tęczówek. Zaraz, dlaczego on jest zazdrosny?
         -Poprawka. Nie on tylko ona. Jestem lesbijką. - powiedziałam z powagą zachowując kamienną twarz. Oczy chłopaka powiększyły się a dolna szczęka opadła mu tak jakby za wszelką cenę chciała spaść na ziemię.
         -Żartowałam. - zaczęłam się śmiać tak, że pewnie w całym wielkim budynku więzienia mogli mnie słyszeć. Lerman wyglądał na obrażonego, ale również nie mógł się powstrzymać i dołączył do mnie. - Ok, teraz poważnie. Ten chłopak ma na imię Logan, tak jak ty, a na nazwisko Lerman. - uśmiechnęłam się.
         -Ohh. - posmutniał i spuścił głowę lecz po chwili ocknął się i zaśmiał. - Jestem idiotą.
         -Tak, jesteś idiotą. - cały czas nie mogłam przestać się uśmiechać. - Ale słodkim idiotą...
         -Też cię kocham. - wyszczerzył się ukazując swoje śnieżnobiałe zęby.
         -Co? - serce zaczęło bić mi szybciej.
         -Olivio Gonzales, kocham cię. Kocham twój słodki uśmiech, twoje włosy, twoje oczy, twój nos, twój śmiech, kocham ciebie całą. - wygłosił i niepewnie pocałował. Nasze usta pasowały do siebie idealnie i poruszały się jak w powolnym namiętnym tańcu. Logan położył mi swoje ręce na biodrach. Oderwał się na chwilę ode mnie spojrzał w oczy szukając pozwolenia na dalsze działania. Ja bez zastanowienia pocałowałam go znowu i pokierowałam nas w stronę jednoosobowego, ciasnego, więziennego łóżka. Jego delikatne ręce wędrowały w górę i w dół mojego ciała zostawiając po sobie gęsią skórkę. Podniósł moją koszulę i zdjął ją chwilowo rozłączając nas od siebie. Zjechał pocałunkami w dół. Od szyi przez klatkę piersiową i brzuch dotarł do linii bioder.
Obsypał ją delikatnym dotykiem swoich mokrych ust. Minimalnie zsunął dół mojego uniformu ukazując czarną, koronkową bieliznę. Po chwili byłam już prawie naga. Chłopak rozpiął guziki swojej paskowanej więziennej koszuli i ukazał swoje idealnie wyrzeźbione mięśnie. Na ten widok przygryzłam delikatnie swoją wargę i poczułam ciepło w podbrzuszu. Gdyby się przyjrzeć można by było zobaczyć parę drobnych literek wypisanych drobnym czarnym tuszem na jego klatce piersiowej. Słowa były w innym języku i nie wiedziałam co one oznaczają.
         -Nigdy nie będę kochał tak samo. - westchnął Lerman. Zupełnie nie wiedziałam o co chodzi i zerknęłam na niego z pytającym spojrzeniem. - Znaczenie tatuażu أنا لن يكون محبوبا في نفس الطريق oznacza "Nigdy nie będę kochał tak samo." ona złamała mi serce i nie chcę już więcej o tym mówić. - powiedział i zastygnął w miejscu. Nie poruszył się ani na milimetra jego oczy utkwione były na ścianie. Spojrzałam w tą samą stronę co on i zauważyłam te same arabskie słowa wyryte na murze. Przytuliłam się do niego z troską i zrozumieniem a on jakby chcąc wyładować swój smutek pocałował mnie delikatnie i niepewnie. Szybko z małego całusa przeszliśmy do gorących pocałunków. Jedna jego ręka wpleciona była w moje włosy a druga wędrowała w górę mojego uda. Wsunął dwa palce do mojej bielizny i zdejmuje ją z ich pomocą. Następnie włożył je we mnie delikatnie. Zajęczałam cicho jak zwykle zapominając o tym, że jesteśmy w więzieniu a zza krat widać i słychać wszystko co robimy. Natychmiast ugryzłam się w język gdy chłopak spojrzał na mnie z lekką irytacją. Przechyliłam głowę do tyłu zaciskając usta w cienką linię. Czułam ruch jego zwinnych palców moim wnętrzu. Po chwili zastąpił je język i jego miękkie wargi. Widać, że był w tym dobry. Dość szybko fala przyjemności rozlała się po moim ciele. Niby to mój pierwszy raz, ale już wiedziałam co robić dzięki opowiadaniach Nialla. Nie raz opisywał nam jego cudowne chwile z dziewczyną poznaną w klubie albo zwyczajną prostytutką. Przewróciłam nas tak, że teraz ja byłam na górze. Wolno odpięłam zapięcie mojego biustonosza i zsunęłam go ze swoich ramion rzucając w kąt celi więziennej. Zniżyłam się do poziomu czarnych bokserek Logana i dziko lecz seksownie zerwałam je z jego ciała. Przesunęłam palcami po jego członku na co chłopak jęknął jeszcze głośniej niż ja przedtem. Rzuciłam mu to samo karcące spojrzenie na co chłopak zacisnął mocno wargi i oczy. Rysy jego twarzy momentalnie uwydatniły się a dobrze zbudowane mięśnie były napięte. Wyglądał bosko. Małe kropelki potu pojawiły się na jego czole gdy wzięłam do ust jego przyrodzenie. Było takie długie, że ciężko musiałam nadrabiać moimi małymi rączkami. Niedługo potem biała ciecz oblała mój dekolt. Lerman obrócił nas znowu przejmując rolę przywódcy. Wsunął dłonie pod moje plecy i umiejscowił je dokładnie na moich łopatkach. Wyjął z szafki nocnej foliowe opakowanie, którego zawartość wciągnął na swojego penisa. Podniósł mnie, ciągnąc ze sobą moje ciało. Oplotłam nogami jego biodra, gdy byliśmy bardzo blisko. Przysunął się jeszcze bliżej powodując zetknięcie się naszych ciał. Całowaliśmy się długo i namiętnie a nasze języki splecione były jak dwa nierozłączne więzły. Wszedł we mnie niespiesznie. Z mych ust wydobyło się ciche westchnienie. Wiedział, że to mój pierwszy raz. Po chwili cierpienia dał mi się delektować  przyjemnością. Zaczął mocniej poruszać swoimi biodrami sprawiając, niekontrolowane gardłowe jęki. On też już nie mógł wytrzymać. Staraliśmy się nie robić zbytniego hałasu co nawet nam wychodziło. Stopniowo zwalniał wyczuwając powoli zbliżający się orgazm. Doszliśmy w tym samym czasie i prawie natychmiastowo zasnęliśmy w swoich objęciach.                   Obudziło nas odchrząknięcie i para oczu wpatrująca się na nas ze zdenerwowaniem. Słyszalny był też cichy złowrogi śmiech.
         -Wiedzę, że nasze gołąbeczki świetnie się bawiły...

sobota, 10 maja 2014

Rozdzial VII "Nadszedł czas na odpowiedzi"

         Drewniany domek w lesie w Longford był najspokojniejszym miejscem na ziemi. Dwie przestronne sypialnie z widokiem na piękny las, łazienka, na której mozaikowej podłodze porozkładane były świece zapachowe, ogromna kuchnia z pełnym wyposażeniem, wyspą kuchenną na środku i mahoniowymi meblami. W salonie stał kominek pokryty skałami a wokół niego stały fotele i kanapy pokryte różnokolorowymi kocami i poduszkami. Trochę jak dom jakiegoś hipisa albo hipstera, ale nie o to chodzi. Pomieszczenia były urządzone ciepło, klasycznie i były dosyć zadbane. Zastanawia mnie to, czy ktoś tu jeszcze nie mieszka. Może jakiś mieszkaniec tego domu zapomniał zamknąć drzwi przed wyjazdem na wakacje albo weekend. Nie potrzebnie uważaliśmy ten dom za opuszczony. Musimy się stąd chyba wynieść zanim właściciel wróci do domu i wezwie policje, ale jakby się tak zastanowić to kto zabierałby wszystkie swoje rzeczy co do jednej by wyjechać gdziekolwiek. Facet musiałby zapłacić nie małe rachunki za nadbagaże w samolocie.
Przed ponownym wyjazdem muszę sobie wyjaśnić parę rzeczy z Niallem. Za długo unikaliśmy rozmowy a oboje wiemy, że nie będzie ona zbyt łatwą.
         -Niall możemy wreszcie porozmawiać?
         -Taa.. Jaki masz prob.. Czy ty? Czy ty masz te trudne dni? - zapytał przerażony.
         -Nie. - parsknęłam - skąd ci to przyszło do głowy?
         -Nie mam pojęcia. Po prostu masz taki dziwny ton głosu i wyglądasz na zdenerwowaną.. pomyślałem, że ty.. no wiesz. - Jąkał się strasznie. Zdenerwował się czymś i to chyba moja wina. Chłopak już wie co mam na myśli. Sama boję się tej rozmowy, ale ktoś ją musi zacząć.
         -Więc nie, nie mam okresu, a my mamy inne tematy do rozmowy niż podpaski, tampony i inne takie. - zaśmiałam się na co Ni mi zawtórował. -Okej ale do rzeczy czy możesz mi wytłumaczyć wydarzenie z ostatniego tygodnia? Dowiedziałam się o tobie sporo rzeczy i nie wiem czy to plotki czy... prawda. - westchnęłam. Obawiam się trochę prawdy, ale chyba każdy martwiłby się gdyby okazało się, że jego bohater jest gangsterem, którego poszukują w całym mieście.
         -Uhh.. więc to ten dzień w którym wszystko może się rozpaść. Nie miałem zamiaru ci o tym mówić, ale chyba nadszedł na to czas. Zacznę od początku. Moja matka była gangsterką odkąd skończyła 16 lat. Uciekła z domu i osiedliła się w jednym z opuszczonych poligonów wojskowych. Żyła jak chciała, imprezowała, sprzedawała narkotyki, zabijała ludzi z zimną krwią.. Pewnej nocy na jednej z imprez spotkała mojego ojca. Miał on może wtedy 24 lata albo nawet więcej. Od razu  poszli razem do łóżka. Byli tak pijani, że zapomnieli zabezpieczenia i tak na świat przyszedł Greg. Parę lat później na świat przyszedłem ja, jeszcze bardziej utrudniając im życie. Gdy byłem dosyć krzepkim 12-latkiem, rodzice zaczęli mnie szkolić na tego kim jestem. Codziennie odbywałem treningi na poligonie i uczyłem się posługiwać bronią w okolicznej strzelnicy. Greg w wieku 10 lat był na tyle mądry żeby uciec z domu, ale nie pomyślał o młodszym bracie. Spotkaliśmy się 5 lat temu w sklepie. Przyjechał zobaczyć jak wygląda teraz jego dom, jak powodzi się jego rodzinie. Pierwsze co to podszedłem do niego i zapytałem czy to na pewno on. Gdy przytaknął rzuciłem mu się w ramiona. To musiało wyglądać zabawnie, widok dorosłego mężczyzny i jego prawie dorosłego brata przytulających się i płaczących w samym centrum spożywczaka. - przysłuchiwałam się uważnie każdemu słowu, które wyszło z ust Nialla. To musi być wspaniałe uczucie gdy po latach smutku pojawia się iskierka nadziei. Gdy chłopak zobaczył łzy powoli spływające po moim policzku przerwał. - Nessa? Wszystko w porządku?
         -Tak, tak kontynuuj, proszę.. - Chłopak kiwnął głową i znowu zaczął mówić.
         -Brat powiedział, że niedługo się żeni z Denise - dziewczyną, którą poznał na parę tygodni po ucieczce z domu. Byli że sobą bardzo długo i wreszcie zdecydowali się na coś większego. Zaprosił mnie na ślub, na który oczywiście przyszedłem zabierając Eda, Chachi i Caro z którymi przyjaźniłem się już od dawna. Miałem już gang w którego skład wchodzili oni, ale nie pisnąłem o tym ani słówka bratu. Podczas wesela nagle zgasły wszystkie światła i parę uzbrojonych gości weszło na salę. Ja i Ratters czyli reszta gangu wyjęliśmy małe bronie schowane w naszych mankietach i pod sukienkami dziewczyn. Dzięki nam nikt nie ucierpiał oprócz samych zbirów. Jeden z nich zdążył uciec a był nim Louis Tomlinson. Znam gościa bardzo dobrze i wiem, że ma na mnie oko, ale my nie o tym... Więc Greg podziękował i obiecał krycie nas. Oczywiście nie był zdziwiony, wiedział, że pod opieką matki będę taki jaki jestem. Od tego czasu mamy bardzo dobry kontakt i często do siebie dzwonimy.
         -Dobrze, już wszystko rozumiem. - westchnęłam i wstałam z klasycznej sofy na której siedzieliśmy dotychczas. Niall szybko złapał mnie za rękę i pociągnął do siebie.
         -Nie masz zamiaru mnie teraz zostawiać, prawda? - oczy zaszkliły mu się i coraz mocniej ściskał moją dłoń.
         -Nie, nie mam takiego zamiaru, za dużo dla mnie zrobiłeś i j-ja.. tak jakby.. Ja cię kocham.. - wyjąkałam prawie niedosłyszalnym głosem i patrzyłam mu się głęboko w oczy wyczekując odpowiedzi. Nialler był zdecydowanie zdziwiony. Jego oczy były otwarte do granic możliwości a usta ułożyły się w kształt litery 'o'.
         -Umm... To ja może już pójdę. - powiedziałam z zażenowaniem. Poszłam w kierunku drzwi, usiadłam na małym stołku i zaczęłam wciągać zniszczone już vansy Chachi na swoje stopy. Niall prawie natychmiastowo pojawił się obok mnie i przywarł moim ciałem do zimnej powierzchni marmurowej ściany.
         -Nicole, ja też cię kocham. - wyszeptał i pocałował mnie namiętnie. Szybko odwzajemniłam pocałunek, wreszcie poczułam jego miękkie usta i zaciągnęłam się zapachem jego perfum zmieszanych z dymem papierosowym.
         Przerwało nam pukanie do drzwi. Kto to może być? Byle nie właściciel tego domu albo jeszcze gorzej - policja. Niall kazał mi iść do sypialni i zamknąć za sobą drzwi. Zrobiłam jak powiedział i przywarłam jednym uchem do drewnianej powłoki drzwi, nasłuchując. Usłyszałam zdziwiony głos Nialla:
         -Hędzia?! Co ty tu robisz?

sobota, 3 maja 2014

Rozdzial VI "Wszystko wreszcie sie wyjasnilo"

        Podbiegłam bliżej do chłopaka i upadłam nad nim na kolana. Zerwałam z siebie koszulkę i owinęłam zakrwawione udo. Z jego nosa lała się krew, którą zaczął się krztusić a oczy już straciły swój codzienny blask.
        -Nie, nie, nie, Ni, zostań ze mną. Spójrz na mnie, kochanie, nie rób mi tego. - krzyczałam spanikowana. Cholera. Po paru minutach z domu wybiegł Teddy. Wyglądał na dość spokojnego, ukląkł przed chłopakiem i zwyczajnie podjął się oczyszczaniu i opatrywaniu rany.
        Zaraz po tym usłyszałam za sobą głośny śmiech. Odwróciłam się by zobaczyć postać w ciemnym płaszczu z bujnymi brązowymi lokami na głowie. Harry.
Za nim wyłoniły się jeszcze dwie postacie. Były to dwie dziewczyny również w czarnych płaszczach. Miałam wrażenie że skądś je znam..
        -Witam, witam. Wie już kochana Nicole w co się wpakowała? Oh, tak, pewnie twój Nialler jeszcze nic ci nie wspomniał kim jest. Więc ten bohater jest dealerem i gangsterem. Zaszedł mi trochę za skórę i musi mi za to zapłacić. - zaśmiał się Harry z wyższością.
        -Niby dlaczego miałabym ci wierzyć. Zniszczyłeś moje życie bez żadnego powodu więc dlaczego nie mógłbyś zniszczyć jego od tak? - zapytałam z podejrzliwością. Teraz już niczego się nie bałam, byłam tylko lekko zmieszana. Ni jest idealny czemu miałby robić coś tak okropnego?
        -Głupiutka Nicole, ahh, nic nie rozumiesz. Myślisz, że skąd ma tyle pieniędzy? Jaką gadką zamydlił ci oczy? Może zbiera śmieci z ulicy w godzinach wieczornych? - spytał Styles z kpiną i sarkazmem. - Musi zapłacić za to co zrobił mi i za te jego słodkie kłamstewka. Niech zgnije w pierdlu albo najlepiej w piekle. - w tym momencie z domu wybiegły Caro i Chachi. Obie trzymały pistolety maszynowe. Carole trzymała fioletową maszynę w gwiazdki  a Olivia różową z motywem w jednorożce. Było to dosyć słodkie, ale to nie zmieniało faktu do czego służyły te przedmioty. W tym momencie dwie dziewczyny stojące za Stylesem wyjęły swoje białe pistolety. Jeden z wygrawerowanym na złoto słowem "Lovato" a drugi "Gomez". Zaraz, stop, Lovato i Gomez? Pamiętam je, mój ksiądz i świadkowa na przedszkolnym ślubie. Jak one się zmieniły, wow i najwidoczniej nie są już tymi samymi słodkimi przyjaciółeczkami co kiedyś. Myślę, że to nie pistolety na wodę.
        Zaczęła się walka. Ed czyli Teddy już zdążył z moją pomocą zabrać biednego Horana do domu. Mam nadzieję, że nic mu nie jest. Położył go nieprzytomnego na jego łóżku i nic nie mówiąc pociągnął mnie za rękę do piwnicy.
        -Posłuchaj, muszę pomóc dziewczynom. Masz do wyboru wziąć jedną z tych broni i mi towarzyszyć albo zostać tu z Niallem w razie gdyby się przebudził. - chłopak dał mi ultimatum. Nie mam pojęcia co zrobić. Przypatrzyłam się pięciu bronią stojącym przede mną i zapytałam rudowłosego:
        -Mogę wziąć jedną z nich i go bronić i czy nauczysz mnie w ogóle jak tego używać? - zapytałam spokojnie spoglądając raz na chłopaka i raz na bronie.
        -Dobrze więc wybierz jedną z nich. - nie zastanawiałam się długo i chwyciłam pierwszą, lepszą maszynę z drewnianego stolika, na której leżały. - Hmm.. AK-47. Świetny wybór, jedna z lepszych broni w mojej kolekcji. - stwierdził i złapał mnie za nadgarstki. - Tak musisz trzymać broń. Najlepiej przyjmij jakąś wygodną, stabilną pozycję, uklęknij albo szeroko rozstaw nogi. Zanim strzelisz musisz włożyć parę nabojów do magazynku, następnie ładujesz broń, celujesz i strzelasz. Wypróbuj to na tej tarczy. - podyktował i wskazał na biało-czerwoną tarczę wiszącą na ścianie. Pierwszy strzał za dwadzieścia punktów, za drugi, pięćdziesiąt a trzeci uderzył w sam środek, sto punktów.
        -Wow, jesteś w tym świetna, gdzie się tego nauczyłaś? - zapytał ze zdziwieniem. - Chodziłaś na jakieś lekcje? Strzelnicę?
        -Nie, ale jak chodziłam do gimnazjum dostałam nagrodę za najwięcej trafionych punktów w koszykówce. To się liczy? - zaśmiałam się.
        -Dobrze, mniejsza, poradzisz sobie, ja już muszę iść, powodzenia. - chwycił jeden z pistoletów i wybiegł z domu. Ja podreptałam w kierunku łóżka, na którym leżał chłopak z przebitą nogą. Usiadłam przed nim i czekałam aż to wszystko się skończy a przyjaciele wrócą. Jak w ogóle można urządzać taką strzelaninę na tak spokojnej ulicy, na której mieszkają praktycznie tylko spokojni staruszkowie i studenci.
        Nagle, cisza. Nic, tylko cisza. Potem hałas syreny policyjnej i głos policjantów, strzały karabinów. Nie, to nie może się dziać naprawdę. Co robić, co robić? Nie mogą mnie złapać. Myśl, Nicole. Muszę się jakoś schować. Piwnica? To chyba najlepsze wyjście. Już miałam zbiegać po schodach do piwnicy, ale zaraz, nie mogę zostawić Ni. Nadal jest nieprzytomny. Proszę, nie bądź ciężki. Chwyciłam go za ramię i oplotłam je wokół swoich barków. Pociągnęłam go za sobą i prawie zrzuciłam ze schodów, ups, przepraszam.                       Zamknęłam drzwi prowadzące do piwnicy na klucz. Teraz gdzie się schować. Całe pomieszczenie było wypełnione pistoletami, ostrzami, granatami i innymi takimi. Stała tam też jedna samotna skrzynia. Pewnie też pełna broni, ale warto spróbować. Otworzyłam ją i zobaczyłam, że ma jakieś trzy metry głębokości. Na jej lewej ścianie oparta była drabina a na prawej przylepiona była kartka:

"Schron 
Jeśli właśnie znajdujesz się w niebezpieczeństwie zejdź w dół schronu i czekaj na pomoc.
Przed zejściem nie zapomnij:
1. Zamknąć schronu.
2. Przytwierdzić dno skrzyni do jej ścianek by lepiej się ukryć.
3. Wziąć ze sobą tej kartki."

        Zrobiłam wszystko zgodnie z instrukcją i czekałam. Godziny dłużyły się nieskończenie. Na szczęście w tym miejscu było wszystko co jest potrzebne do przeżycia. Jedzenie, światło, woda i butle z powietrzem. Mogłabym tam mieszkać jakiś tydzień. Obym tylko nie oszalała, małe przestrzenie nie są czymś za czym przepadam. W dzieciństwie miałam klaustrofobię, ale z roku na rok była coraz słabsza. Teraz nie mam jakiejś ogromnej awersji do takich miejsc, ale nadal się ich boję. W małej szafeczce znalazłam notatnik i zapisywałam wszystkie odczucia aby zabić czas.

Dzień 1:
Słyszę głosy detektywów i policjantów, którzy przybyli na miejsce strzelaniny. Nie widzę ich, ale mam pewność, że przeszukują każdy milimetr tego domu i konfiskują bronie. Ktoś zajrzał nawet do skrzyni, ale przez jej dno nic nie zauważył. Wciąż jesteśmy w ukryciu. Niall jeszcze się nie wybudził. Tej nocy nie spałam ani nie tknęłam żadnego posiłku. Przytłaczają mnie myśli o tym, że Ni się nie wybudzi a Eda, Carole i Olivii nigdy więcej nie zobaczę. Chcę stąd wyjść, ale nie mogę. Powoli popadam w szał a to dopiero początek.

Dzień 2:
Nialler nadal nie przytomny. Wciąż czekam, myślę i nasłuchuję. Udało mi się podsłuchać rozmowę dwóch policjantów:
-Oni już nigdy nie wyjdą z więzienia, na ich miejscu wolałbym umrzeć. - zaśmiał się jeden.
-Ja też. - odpowiedział drugi i poszedł w ślady kolegi śmiejąc się w niebo głosy.
Czyli oni żyją, wszyscy. Czy Horan będzie chciał ich wyciągnąć z więzienia? Czy on w ogóle kiedykolwiek się obudzi? Jedynym faktem jaki mnie pociesza to, to że on jeszcze oddycha. Nic nie jadłam ani nie spałam, nawet na minutę nie zmrużyłam oczu .

Dzień 3:
W tej cholernej dziurze znalazłam moją przyjaciółkę. Nie wiem czy jej użyć... dawno tego nie robiłam i obiecałam Chachi, że nigdy więcej tego nie zrobię. Zaczęły mi się przypominać wydarzenia z nocy, w której moje ramię zostało przestrzelone. Oni mnie okłamali, ale i tak wszystko się wydało. Mam gorsze zmartwienia niż kłamstwa. Wybieram walkę o życie. Wreszcie udało mi się przespać i coś zjeść. Pewnie wyglądam jak zombie. Niall nadal śpi.

Dzień 4:
Horan się obudził, nie pamięta nic więc opowiedziałam mu co się stało. Jest wściekły. Zobaczył też mój notatnik i przeprosił, że musiałam przez to wszystko przejść sama. Teraz jest ze mną i nie mam się czym martwić. Zaczęłam regularnie jeść i spać. Wszystko zaczyna się układać a detektywi chyba zostawili to miejsce. Dla pewności zostaniemy tu jeszcze trochę.

Dzień 5:
Wreszcie zdecydowaliśmy się na wyjście. Już zapomniałam jak to jest oddychać świeżym powietrzem  Muszę obgadać z Niallem jeszcze parę spraw, ale przyjdzie na to czas. Musimy wyjechać stąd jak najszybciej i znaleźć jakieś bezpieczne miejsce. Chora noga Ni nie ułatwia sprawy jednak jakoś sobie radzimy, chłopak jest osłabiony. Idziemy właśnie do wypożyczalni samochodów i wyjeżdżamy do Longford - miasta sąsiadującego z Mullingar.

Dzień 6:
Znaleźliśmy opuszczony dom w lesie w Longford. To chyba nasz szczęśliwy dzień.






piątek, 2 maja 2014

Rozdzial V "I tego dnia stal sie jej jedynym szczesciem"

          Jestem już gotowa do wyjścia. Caro gdy usłyszała, że idę na randkę z Liamem czy jak one go nazwały - "największe ciacho we wszechświecie" również była strasznie podekscytowana. Pożyczyła mi swoją najlepszą sukienkę i szpilki. Sukienka była różowa, bardzo krótka, udekorowana różnokształtnymi cekinami i diamencikami. Miała dekold w kształcie serca, który też odsłaniał nie mało.
          Dziewczyny podkręciły i natapirowały moje proste, oklapłe włosy oraz nałożyły dość mocny jak na mnie makijaż. Skończyły o 19:30 więc miałam jeszcze czas aby zjeść szybką kolację.
Liam przyjechał dokładnie o wyznaczonej godzinie. Przyjaciółki przytuliły mnie, życzyły powodzenia i udanej nocy. Caro napisała mi jeszcze swój numer na ręce w razie gdybym czegoś potrzebowała, ale problem w tym, że nie mam telefonu. Wsiadłam do jego srebrnego Lamborgini i przywitałam się z chłopakiem lekkim przytulasem. Drogę przebyliśmy w ciszy, ale dosyć przyjemnej. Gdy dojechaliśmy pod klub, w którym pracował Payne przywitało nas głośne dudnienie muzyki i paru chłopaków, którzy już zaliczyli zgon, leżących na chodniku przed Mojito. Chłopak zamówił dla nas po drinku i pociągnął na parkiet. Bawiliśmy się świetnie. Pomieszczenie wirowało. Piłam kolejny drink. Już nie liczyłam który bo zgubiłam się przy piętnastym. Moje ciacho też już ledwo trzymało się na nogach.
          Gdy klub opustoszał i zostało już góra trzydzieści osób Liam wybełkotał do mojego ucha:
          -Kochanie, chodź ze mną na górę, źle się czuję.
          -Tak, jasne, chodź, ja zar.. - nie dokończyłam gdyż kolacja wydostała się na zewnątrz. Powodzenia ze sprzątaniem, pracownicy!
          Poszliśmy na górę i weszliśmy do jednego wolnego pokoju, w którym zwykli byli spać ludzie tacy jak my - nabici w trzy dupy. Położyłam się i przytuliłam głową do poduszki. Poczułam coś jeżdżącego w gorę i w dół mojego uda. To była ręka Payne'a.
          -Liam daj mi spać. - wymamrotałam zasypiając.
          -Ale, żono, jeszcze nie świętowaliśmy naszej nocy poślubnej. - wyszeptał mi do ucha a ją natychmiast otrzeźwiałam. Co kurwa?! Mam nadzieję, że myśli o tym co ja.
          -L-Liam? - zaczęłam, ale nie dane mi było skończyć gdyż chłopak wbił swoje wargi w moje.
          -Ciii, wiem, że tego chcesz, nie sprzeciwiaj się i tak to nic nie da. - wyszeptał. Łzy już wypełniły moje oczy. Starałam się znaleźć coś co mogłoby mnie uratować, ale nic takiego nie było. Już za późno, mój oprawca zaczął mnie rozbierać przy czym trzymał mnie tak bym nie mogła uciec.
Nie płacz, myśl, Nicole!
          -I tak masz małego, dupku. - splunęłam mu w twarz.
          -Zaraz ci pokaże, dziwko. - wykrzyczał z wyższością i puścił mnie na chwilę by mógł rozebrać się już kompletnie. Wykorzystałam moment nieuwagi i pobiegłam do drzwi. Zamknięte. Dlaczego tu nie ma nawet okna, ugh. Nagle poczułam pieczenie na policzku. To ten chuj. Powalił mnie na ziemię i po tym jak straciłam przytomność zrobił co chciał.

***

          Obudziłam się czując wielki ciężar na klatce piersiowej. To on. Znowu. Czyli to się stało. Kurwa, i tak byłam prostytutką,  muszę stąd jakoś wyjść. Delikatnie zrzuciłam z siebie śpiące ciało i pozbierałam swoje ubrania. Wcisnęłam się w ciasną sukienkę po czym przeszukałam szafki w poszukiwaniu klucza do drzwi. Nic, wszędzie pusto. Wreszcie po paru minutach mnie olśniło. Spodnie. Podeszłam do pary jeansów i w kieszeni znalazłam to czego szukałam. Spokojnie wydostałam się z pokoju. Ok, co dalej? Wczoraj w głównej sali chyba widziałam telefon. Tak, jest. Spojrzałam na rękę i próbowałam odczytać rozmazane na niej cyfry. O dziwo udało mi się za pierwszym razem i po trzech sygnałach usłyszałam głos Caroline w słuchawce.
          -Czemu cię tak długo nie ma?! - wydzierała się jak moja matka gdy za długo nie było mnie w domu. - Martwimy się!
          -Ten dupek mnie zgwałcił, ale co z tego? Może ktoś po mnie przyjechać zanim się obudzi? - błagałam. Zawsze musi się coś przytrafić, ahh i to ramię boli jeszcze bardziej.
          -Co? Nic ci nie jest? Niall zaraz po ciebie będzie! - zapewniła Caro.
          -No, poza tym, że mnie zgwałcono i wszystko mnie boli to nic takiego. - westchnęłam sarkastycznie. - Dobrze już kończę, śpieszcie się.

***

          -Zabije go! - krzyknął Niall zaciskając mocno swoje pięści. Jego knykcie aż pobielały a oczy były czerwone od złości. - Co za dupek tak traktuje kobiety?!
          -Uspokój się, jeszcze tydzień temu sam byłeś na dziwkach i chciałeś to ze mną robić. - stwierdziłam spokojnie przymrużając lekko oczy.
          -Ale to co innego! - krzyknął.
          -To dokładnie to samo, Niall. I czy mógłbyś się uspokoić. To nic takiego. - wyszeptałam. Mojej rozmowie z Niallem przyglądała się cała reszta. Caro, Chachi i Teddy byli przygnębieni, nie odzywali się, tylko przysłuchiwali się rozmowie.
          -Uh, dobrze. A czy wasza trójka może wreszcie wyjść? To nie teatr, idźcie zająć się swoimi sprawami. - podyktował Horan na co przystała cała reszta i zostawili nas samych. - Więc jak to się stało? Co ci zrobił? Co mówił?
          -Niall, czy możemy zmienić temat? Ciężko mi się o tym rozmawia, to takie dziwne..
          -Ta, przepraszam. Co powiesz na posłuchanie kilku płyt Little Mix i wyluzowanie się na moment? - zaproponował.
          -Jasne. - odpowiedziałam nieśmiało.

***

          -...No i wtedy Leigh-Anne upuściła ten tort i... Hahaha... on uderzył sukienkę Perrie brudząc ją całą i tak rozpoczęła się walka na żarcie. To był chyba najlepszy Meet & Greet w moim życiu. - opowiadałam Niallowi. Zaczęłam czuć się przy nim bardzo komfortowo. Rozmawiałam z nim o wszystkim i o niczym. Śmialiśmy się, przepychaliśmy, opowiadaliśmy swoje historie.
          -Hahaha... ja bilet na Meet & Greet znalazłem na ulicy, ale miałem już jeden więc dałem go przypadkowej dziewczynie. Ona rzuciła mi się na ręce, wycałowała i wyściskała tak, że prawie nie mogłem oddychać.
          -Ej, ktoś mi dał ten bilet na M&G i zrobiłam dokładnie to samo... To byłeś ty! Byłeś taki słodki, miałeś aparat na zębach i rumieniłeś się gdy cię całowałam. Dziękuję za spełnienie marzeń. - uśmiechnęłam się do niego niego i przytuliłam jeszcze raz. - Jejku nie mogę w to uwierzyć! Zmieniłeś mi życie.
          -Nie ma za co. A wiesz.. jeszcze mi się za to nie odwdzięczyłaś. Co powiesz na imprezę? - zaproponował.
          -Po wczorajszej? Nigdy więcej. - zaśmiałam się że sarkastycznie.
          -A, no tak, przepraszam, zapomniałem. - zasmucił się.
          -Nic nie szkodzi. - burknęłam.
          -A koncert Little Mix w ten weekend? Mam dwa bilety. Zero alkoholu i zero nocowania poza domem. Obiecuję że wrócimy zaraz po koncercie. - zapewnił mnie. Tak bardzo chciałabym iść na ten koncert, ale jednak wciąż mam jakieś obawy.
          -Jasne, ale obiecaj mi, że nic się nie stanie. - odpowiedziałam po krótkim zastanowieniu.
          -Obiecuję.

***

          -Niall, to był najlepszy koncert w moim życiu. - krzyknęłam i wtuliłam się w niego. - Dziękuję. -chłopak objął mnie i obrócił wokół własnej osi. - przez ten tydzień bardzo zaprzyjaźniłam się z Niallerem. Zaczął nazywać mnie 'Nessa' bo twierdzi że pseudonimy są słodkie. Ja nazywam go teraz 'Ni' albo 'Nialler'. Jesteśmy sobie bardzo bliscy. Nasze związki były kompletnie nie udane a rodzice zmarli. Jego popełnili wspólnie samobójstwo. Nie dawali rady i po prostu poddali się zostawiając osieroconych synów. Tak, Ni ma starszego brata Grega, ale on zdążył już ułożyć sobie życie. Mieszka w Londynie, ma żonę Denise i syna Theo, który czasem odwiedza Nialla w Irlandii. Theo jest słodkim dwuletnim chłopcem o niebieskich oczach. Chłopak pokazał mi jego zdjęcie i wyglądają bardzo podobnie. Te oczy i włosy, wyrośnie z niego niezły przystojniak jak z wujka.
          W chwilach w których jestem z Horanem zaczynam się zastanawiać czy kiedykolwiek wyjdę z FriendZone. Chyba zakochałam się po uszy. Chachi miała rację. Zobaczymy co będzie później, na razie to tylko przyjaźń.

***

          -Znowu musisz iść do tego Nando's? - spytałam Niallera gdy wszyscy razem oglądaliśmy w salonie "Love Actually". Chyba zadomowiłam się tam na stałe. Cały czas szukam nawet dorywczej pracy, ale w okolicy nie ma niczego takiego. W zamian chodzę domownikom do sklepu, na pocztę, zapłacić rachunki. Gotuje im również posiłki bo gdy ostatnio upichciłam zupę cebulową i spagetti w sosie własnym stwierdzili, że jestem znakomitą kucharką.
          -Niby po co do Nando's? - wtrąciła Caro a Niall spiorunował ją wzrokiem na co trochę się speszyła.
          -Do pracy... - wysyczał przez zęby. Ta sytuacja była dziwna tak jakby nie chciał czegoś powiedzieć. Może ma inną pracę, ale jeszcze gorszą niż praca w tanim fast-foodzie.
          -A no tak, zawsze zapominam, jeszcze niedawno pracowałeś w KFC, hah. - dziewczyna zaśmiała się niezręcznie. Coś tu musi być nie tak, co oni ukrywają?
          -Nessa, zależy mi na pracy a dość często je tracę a jak widzisz nie łatwo jest utrzymać tak ogromny dom. - westchnął Niall. - Za samą elektryczność płacimy około 1000 funtów. - Co? Dlaczego kupiłeś mnie za 25 tysięcy funtów skoro płacisz nieziemskie rachunki utrzymując się z wypłaty z Nando's. Nie ogarniam go, ale pominę ten temat, mam już dość zamartwiania się pieniędzmi i innymi bzdurami.

***

          Byłam dzisiaj z Ni w barze zjeść pizze. Gdy weszliśmy do budynku już prawie nikogo w nim nie było. W sumie, nie ma się co dziwić, była 23.30, mało kto przychodzi do baru o tej godzinie. Jedyną osobą jaką tam zauważyłam była siedząca w rogu pomieszczenia rudowłosa kobieta. Miała podbródek oparty na pięści, wokół niej na stoliku było pełno pustych butelek po wódce i innych świństwach. Jej oczy już powoli się zamykały, ale gdy nas zobaczyła spojrzała w naszą stronę ze zdziwieniem i pobladła. Jakby zobaczyła ducha albo coś gorszego.
          Usiadłam z Horanem w drugim końcu pomieszczenia i czekaliśmy na nasze zamówienie. Rudowłosa w tym czasie poczołgała się do wyjścia gdyż nogi odmówiły jej posłuszeństwa od nadmiaru alkoholu we krwi. Miała łzy na policzkach i słyszalne było jej ciche łkanie. Z jej ust wydobywały się także monotonnie powtarzane zdania takie jak "On wrócił." i "To był największy błąd", "Magie, to już stracone". Zakładam się o 20 funtów, że właśnie uciekła z psychiatryka.
          -Widziałeś tą dziewczynę? Jakaś stuknięta. - wyszeptałam, mając pewność, że nikt poza chłopakiem mnie nie usłyszy.
          -Nie, myślę, że po prostu ma słabą głowę do takich trunków. - zaśmiał się niepewnie. I znowu to wrażenie jakby coś ukrywał. Moja intuicja mówi mi, że mimo tego, że on o mnie wie wszystko ja nie wiem o nim prawie nic. Dziewczyna przeraziła się któregoś z nas, ja nie widziałam jej nigdy na oczy co może znaczyć, że tym kimś jest Nialler. Pewnie się znają, ale Horan jest zbyt tajemniczy i zamknięty żeby mi o tym powiedzieć. Chyba nigdy nie poznam go w 100%..
          Wieczór, a właściwie noc z Niallem spędziłam dosyć przyjemnie. Pizzę zjedliśmy w ciszy, ale dużo rozmawialiśmy podczas drogi powrotnej. Dowiedziałam się trochę o jego zainteresowaniach. Nigdy nie wpadłabym na to, że ten facet kocha śpiewać i grać na gitarze albo perkusji. Mam nadzieję, że kiedyś ten pracownik Nando's porwie serca milionów fanek i zrobi karierę muzyczną. Ah, marzenia. Ja kiedyś miałam nadzieję na założenie rodziny z Ashtonem i pracę jako fotograf a tu proszę, samotna ex dziwka bez pracy mieszkająca z obcymi ludźmi. Ironia losu.
          Już byliśmy przed drzwiami domu Ni. Ledwo wyszliśmy z samochodu a o moje uszy obił się straszny dźwięk strzału i krzyk. Odwróciłam się i zobaczyłam chłopaka leżącego na ziemi.

środa, 30 kwietnia 2014

Rozdzial IV "Klamstwa byly jej calym zyciem"

          Obudziłam się porażona przez promienie słoneczne przedostające się zza czerwonych firanek. Nie byłam już w tej samej bieliźnie, w której byłam wczoraj. Miałam na sobie krótkie spodenki i t-shirt z napisem "Good girls love bad boys".
Ok, po pierwsze to gdzie ja jestem? Po drugie, dlaczego jestem tak ubrana i po trzecie, dlaczego tak cholernie boli mnie ręka?
Instynktownie spojrzałam na swoje strasznie bolące ramie zauważając na nim biały bandaż prawie cały przesiąknięty krwią. Co do cholery? Głowa mnie boli i nic nie pamiętam z poprzedniego wieczoru. Coś musiało się wydarzyć.
          Nagle usłyszałam skrzeczenie otwierających się drzwi. Odwróciłam się w ich kierunku i zobaczyłam chłopaka z blond czupryną. W rękach trzymał tacę z tradycyjnym irlandzkim śniadaniem i szklanką soku pomarańczowego.
          -Dzień dobry, widzę, że księżniczka już wstała. - przywitał mnie z uśmiechem. - Ma pani ochotę na jajko sadzone, smażony bekon, tosty, fasolę, pomidory i sok?
          -Tak, dziękuję, ale nie zjem wszystkiego. - westchnęłam. - A tak w ogóle to jak się tu dostałam i czemu mam dziurę w ramieniu? - zapytałam zdenerwowana podnosząc swój ton głosu.
          -Umm...więc wczoraj się trochę pokłóciliśmy i wybiegłaś z domu. Potem Chachi znalazła cię leżącą na chodniku. Nie wiemy co ci się stało. Przynieśliśmy cię tutaj - do mojego pokoju i opatrzyliśmy,
          -Uh, ok, przepraszam za kłopot. - uśmiechnęłam się do chłopaka. Jak ja mogłam się tak skompromitować. Moje życie jest na prawdę pełne porażek.
          -Nic się nie stało, Nicole. Wiesz, ja przepraszam za wczoraj.. j-ja nie wiem co mi odbiło to było głupie z mojej strony, zostań tu ile możesz.
          -Zostanę tu, ale tylko na parę dni dopóki nie znajdę jakiegoś mieszkania i pracy.. oczywiście jeśli to nie problem. Dziękuję za wszystko. - powiedziałam biorąc kęs tosta.
          -Oczywiście, że to nie będzie problem. Ja teraz idę do pracy, zobaczymy się wieczorem. Miłego dnia. - pożegnał się i wyszedł z pomieszczenia.
          Rozejrzałam się po pokoju. Był nawet przytulnie urządzony. Błękitne ściany, futerkowe dywany i białe meble. Zauważyłam że w niektórych miejscach na ścianie pozrywana była farba a kosz był pełny kolorowych skrawków papieru. Byłam ciekawa co to więc podeszłam bliżej. Wiem, że nie powinnam grzebać w cudzym śmietniku, ale z natury jestem ciekawska, musicie mi to wybaczyć. Podniosłam jeden papierek i zobaczyłam twarz Jesy Nelson. Co? Na następnym ujrzałam Perrie Edwards a na kolejnym logo Little Mix. To jest pokój Nialla? Nie spodziewałabym się tego po nim, ale widocznie się tego wstydził, aww.
          Po zjedzeniu przepysznego śniadania podreptałam do kuchni i włożyłam naczynia do zmywarki. Usłyszałam dochodzące z salonu odgłosu więc skierowałam się w ich kierunku. Na kanapie zobaczyłam Chachi ubraną w słodką różową piżamkę w kotki. Usiadłam obok niej i zaczęłam:
          -Dzień dobry, głupio, że pytam, ale czy mogłabyś pożyczyć mi jakieś ubranie. - spytałam nieśmiało.
          -Tak, jasne, chodź za mną. - wstała i pognała w kierunku drzwi z napisem "Nie wchodzić! Teren Olivii." Weszłam z nią do nowocześnie wystrojonego pokoju. Stały w nim dwa komputery firmy Apple a na ścianie wisiała około 50 calowa plazma. Oli podeszła do szklanych drzwi i wbiła coś na panelu obok nich. Momentalnie drzwi się otworzyły ukazując szereg bluzek, spodni i równo poukładanych pudełek z butami. O cholera, ona ma nawet automatyczną szafę. Gdzie oni to zarabiają?! Dziewczyna wyjęła z szafy parę szortów, t-shirt z nadrukiem "Cool kids dance all the time" i parę neonowych vansów.
          -Wow, ile ty masz fajnych ciuchów. - stwierdziłam wzdychając na widok szafy wypełnionej po brzegi ubraniami. Oh, raj dla takich kobiet jak ja, ale mniejsza z tym. - Gdzie mogę się przebrać?
          -Za drzwiami na końcu korytarza znajdziesz toaletę. Jak przyjdziesz to możesz przyjść tu mi się pokazać i poplotkujemy, albo coś w tym stylu. - zachichotała a ja natychmiast poszłam się przebrać. Wróciłam jakieś pięć minut później i usiadłam na łóżku Chachi.
          -Too... masz jakieś pytania do mnie? Odpowiem na cokolwiek? - zapytała uprzejmie.      
          -Taa.. Jak tu się znalazłam?
          -A więc, uhh, po prostu wybiegłaś z domu i musieliśmy cię tu z powrotem przynieść, byłaś ranna i leżałaś na ulicy jak żul. Nic nie pamiętasz? - tego oczekiwałam, potwierdzenia tego co powiedział Niall. I co? Jak żul? Um, dzięki za szczerość?
          -Nie, nic, mam pustkę w głowie i źle się czuję. Mogę cię o coś poprosić? - zapytałam niepewnie.
          -Tak, wal śmiało.
          -Mogę zadzwonić do Horana? Z twojej komórki, nie mam swojej.
          -Taa, trzymaj. - podała mi iPhone uprzednio wybierając numer chłopaka.
          "Halo? Czego chcesz Chachi?" - odezwał się głos w słuchawce.
          "Um, to ja, Nicole. Mogę się o coś zapytać?"
          "Jasne, o co chodzi?"
          "Jesteś Boy Mixerem?"
          "Niee.."
          "To czyje były te podarte plakaty?"
          "Emm.. Ok, ok, przyznaje się, kocham Little Mix. Zadowolona?"
          "Oczywiście, że tak zawsze chciałam mieć Boy Mixera za chłopaka." - byłam taka zachwycona. Niall jest pierwszym boy Mixerem jakiego poznałam. Nie wytrzymam, zaraz pójdę piszczeć w poduszkę jak prawdziwa fangirl.
          "A ja Mixer za dziewczynę.." - wyszeptał ledwo słyszalnym głosem i rozłączył się.
          -Hahaha, ojeju, skąd wiesz że on jest Mixer? - spytała z ciekawością Gonzales.
          -Zauważyłam porwane plakaty Little Mix w koszu i pozrywaną farbę więc pomyślałam, że to wszystko sprawka Niall'a. Nie wiem czemu się tego wstydził i zepsuł taką kolekcję plakatów... - westchnęłam.
          -Aww, Horanek wstydził się swoich idolek przed dziewczyną. Myślę, że ma cię na oku... nie spieprz tego. Nawet zdaje mi się, że ty też robisz do niego maślane oczka. Mam rację? - zaśmiała się ukazując rząd śnieżnobiałych zębów.
          -N-ni.. No dobrze, tak chyba się zakochałam, jezu, jakie to straszne uczucie. Pamiętam pierwszy raz gdy to się stało. Było to w przedszkolu i jeszcze wzięłam z nim ślub. Było świetnie, cały budynek przedszkola był obsypany ryżem i centami.  Miałam piękną suknię księżniczki a Liam był przebrany za księcia. Księdzem była Julie Lovato, moja stara przyjaciółka, a drużbami, Julie Gomez i Luke Hemmings. Niestety musiałam się przeprowadzić i moje serce połamało się na miliony kawałeczków. Byliśmy jeszcze dziećmi i nie mieliśmy iPhonów, skype, facetime czy innego gówna, po prostu już więcej się nie spotkaliśmy.. - opowiedziałam jej że smutkiem. Ciekawe gdzie jest teraz mój Liam James Payne? Czy nadal jest tak bardzo odpowiedzialny, czuły, dobroduszny, tak przystojny jak go zapamiętałam. Chciałabym go spotkać, przytulić, porozmawiać. Może jakbym się wtedy nie przeprowadziła moje życie byłoby inne. Nie spotkałabym Ashtona i nie zeszła na samo dno.
          -To słodkie, ale jak to mówią, jeśli kogoś kochasz daj mu odejść, a jak kocha to wróci. Chciałabyś go znowu zobaczyć? Chociaż na moment? - zapytała Chachi wpatrując się we mnie swoimi brązowymi oczami.
          -Tak, bardzo, ale to nie możliwe. - odpowiedziałam z jeszcze większym przygnębieniem.
          -A jeśli to jednak możliwe? Liam pracuje jako barman w klubie "Mojito" parę ulic stąd. Jak czujesz się już na siłach możemy pojechać tam nawet teraz. - zaproponowała uśmiechając się szeroko.
          -Naprawdę? Nie masz żadnych planów? Proszę, chodźmy tam nawet teraz w tej chwili. - wpadłam w niewyobrażalną radość. Chcę zobaczyć jak on wygląda, jejku, proszę.
          -Ok, to czesz włosy, myj ząbki, zakładaj moje Ray-bans na nos i wychodzimy! Wiem też gdzie pracują Gomez i Lovato, ale nie możemy tam iść. - Jak to nie możemy? Gdzie one pracują? Eh, niech szlag trafi tą moją ciekawość. Po porostu idź do Liama, Nicole, idź do Liama. Zrobiłam wszystko o co poprosiła mnie Oli i razem wyszłyśmy z domu.

***

          Dotarłyśmy do "Mojito" i usiadłyśmy przy barze. Podszedł do nas barman z uśmiechem wymalowanym na twarzy, paroma tatuażami i rozbudowanymi mięśniami na ramionach.
          -Przepraszam, ale czy zna pan Liama Payne? - zapytałam mężczyznę. On i Chachi zaczęli się głośno śmiać. Co w tym było śmiesznego?!
          -Liam James Payne, we własnej osobie, proszę pani. - powiedział i wyciągnął do mnie rękę, którą uścisnęłam - Co panią do mnie sprowadza?
          -Liam, pamiętasz mnie? Jestem Nicole i my w przedszko... - Payne przerwał mi.
          -Nicole? Żono moja, kochana! - krzyknął, przeskoczył barek i zamknął mnie w swoich objęciach. - Tak dawno cię nie widziałem, szukałem, tęskniłem. Jak ci się układa? - Tęskił, szukał? Był tak blisko, dosłownie 5km ode mnie, ale nie znalazł. Może to on by mnie wyciągnął z tego bagna jakim był burdel Harry'ego.
          -Więc, szczerze, nie układa mi się zbyt dobrze. Jestem na utrzymaniu Olivii i innych bardzo miłych ludzi. Jeden z nich wyciągnął mnie z domu publicznego płacąc nie małą sumkę. A jak się tam dostałam? Mój chłopak, teraz już były miał długi u kierownika tego domu i musiałam to odpracować. - opowiadałam cały czas będąc opleciona jego silnymi ramionami.
          -A rodzice? Co z nimi? - zapytał a ja poczułam łzy napływające mi do oczu. Obraz dookoła był rozmazany, ale kontynuowałam rozmowę.
          -Więc, oni zmarli w wypadku. Jechali do mnie w odwiedziny i pech chciał, że nie dojechali na miejsce. - wygdukałam, mocniej ściskając pracowniczą koszulkę Liama.
          -Przepraszam, nie wiedziałem, naprawdę. - chłopak ścisnął mnie jeszcze mocniej. Staliśmy tak w ciszy bym mogła trochę ochłonąć.
          -Gdybym mogła cofnąć czas. Gdybym mogła przywrócić życie swoim rodzicom. Wszystko byłoby inaczej... - westchnęłam przygnębiona i wytarłam łzy ze swojej twarzy.
          -Co powiesz na imprezę dzisiaj wieczorem? Trochę się rozerwiesz i zapomnisz o bólu. Co ty na to? - zaproponował Liam.
          -Czemu nie, w końcu i tak nie mam żadnych planów. To o której? - zapytałam. Popatrzyłam na Oli, która miała kciuki w górze i uśmiechała się do mnie co znaczyło, że jest zadowolona z tego, że idę.
          -To widzimy się pod twoim domem o 20. Ubierz się ładnie. Przyjadę po ciebie. - uśmiechnął się. - Ale niestety, drogie panie, muszę wracać do pracy. Miłego dnia! - usiadłam z powrotem na miejsce obok Gonzales i odwróciłam twarz w jej kierunku.
-Yeah! Nie mogę w to uwierzyć, nasza kochana Nicole dorasta. Muszę dopilnować żebyś wyglądała olśniewająco. - cieszyła się Chachi i starła jedną niewidzialną łzę dumy.
 

sobota, 26 kwietnia 2014

Rozdzial III "Prosze, uratuj mnie."

          -Nie masz potrzeby by do nich dołączyć. Wygadaj się mi kochanie. Jak oni zmarli? Wiem, że to ciężki temat, ale teraz tego potrzebujesz: rozmowy i kogoś przy tobie. - starałam się jakoś zacząć rozmowę i zamknęłam Nicole w swoich ramionach. Wyjęłam telefon i znowu napisałam do Joey'a:

Do: Joey
"Znalazłam ją, cała i zdrowa. :)"

Od: Joey
"Uff.. Wreszcie chwila odpoczynku. ;)"

          -Więc kochanie? Co ci leży na serduchu?
          -Jestem rozdarta. Gdy oni zginęli cały mój świat się zawalił a Ashton zamiast go odbudować jeszcze pogorszył sprawę. Rodzice zmarli dokładnie 15 miesięcy temu chcąc odwiedzić mnie w akademiku. Zostało im dokładnie cztery ulice ale pech chciał że wpadli w poślizg. Oboje umarli na miejscu zostawiając mnie samą bez prawa do ich majątku. Dopóki mój ex nie oddał mnie Harry'emu mieszkałam w akademiku. Nie miałam gdzie wyjechać na święta, nikt mnie nie odwiedzał. Byłam tylko ja i moje blizny.
          -Kochanie... Poradzisz sobie, nie przejmuj się ja ci pomogę. - pocieszałam Nicole z całych sił, ale słowa, które do niej kierowałam zdawały się ulatniać. Nie słyszała ich. Była pogrążona w swoim płaczu i uporczywych myślach, które nie chciały zniknąć.
          -Nie mogę wiecznie żyć na cudzą rękę. Muszę zacząć radzić sobie samemu, albo się poddać. - westchnęła.
          -Nie możesz poddać się bez walki. Bądź silna i pokaż wszystkim, że jesteś czegoś warta. Pokaż to swoim rodzicom. Niech będą z ciebie dumni. Jesteś zwycięzcą! - krzyknęłam, dając jej namiastkę siły, która, miejmy nadzieję zapoczątkuje jej nowe życie.
          -Masz rację, ale to za trudne... - szepnęła.
          -Nie szkodzi, poradzisz sobie, ale najpierw obiecaj mi, że więcej nie będziesz się ciąć.
          -Nie...
          -Obiecaj! - krzyknęłam stanowczo.
          -D-dobrze. - głos jej się załamał. Mam nadzieję, że dotrzyma obietnicy.
          -Ok, to gdzie teraz idziemy? Co powiesz na McDonald? Jest całodobowy. - powiedziałam prawie natychmiastowo łagodniejąc. Tak, mam zmienne humory, ale jak prawie każda kobieta!
          -Jeju, jak ja dawno nie jadłam fast-fooda. Jak ja dawno jadłam cokolwiek co ma jakiś smak. Louis, przyjaciel Stylesa serwował nam same papki marchewkowe albo ziemniaczane, ugh, aż mnie ciarki przechodzą. - powiedziała z lekko roześmianym głosem. - Niestety, nie mam przy sobie żadnych pieniędzy.
          -Zapłacę za ciebie, zjedz chociaż jeden posiłek.
          -Nie, nie trzeba, naprawdę. - próbowała się tłumaczyć, jest bardzo honorową i samodzielną dziewczyną może zrobić wiele.
          -Chodź, nie pierdol. - rozkazałam i pociągnęłam ją za rękę w kierunku najbliższego maka.

***

Nicole's Pov:

          Byłyśmy już niedaleko restauracji na jakimś parkingu niedaleko starego bloku. Ulice były puste a wszystko co nas otaczało to głucha cisza i ciemność. Nagle poczułam, że ktoś mnie łapie za rękę. Lekko spanikowałam, ale pomyślałam, że to tylko Olivia. Potem jednak ktoś mnie za nią szarpnął, upadłam na ziemię, zasłoniono mi usta i pociągnięto w krzaki. Płakałam i próbowałam krzyczeć. Gdzie Chachi?
Potem usłyszałam strzały i poczułam niesamowity ból. Ktoś przestrzelił mi ramię. Łzy leciały mi już ciurkiem po policzkach. Było ich więcej niż gdy pierwszy raz poszłam na koncert Little Mix.
          Padł kolejny strzał. Cholera, co jeśli Chachi już nie żyje? Co ten facet ze mną zrobi? Wyjdę z tego cało? Co się w ogóle tu dzieje? Usłyszałam kroki. Ktoś biegł w naszą stronę. Kolejny? Boję się. Całe życie przeleciało mi przed oczami. Jak mogłam myśleć o samobójstwo. To był by najgorszy błąd, teraz tylko mogę modlić się o życie.
Kroki były coraz głośniejsze. Usłyszałam szum liści i trzask gałęzi. Huk. Coś szybko przeleciało mi nad głową i poczułam jak gość, który mnie trzyma rozluźnia uścisk. Wreszcie wydostaje się z jego objęcia, patrzę w górę. To Chachi. Patrzę w dół. Facet leży nieprzytomny w kałuży krwi.
          -Co się dzieje? - wysapałam przez łzy jak najciszej starając się mówić wyraźnie.
          -Nie czas na pytania, chodź za mną, szybko! - rozkazała a ja posłusznie się jej podporządkowałam.
          Pobiegłyśmy w stronę jakiegoś magazynu. Weszłyśmy do środka i zamknęłyśmy drzwi na kłódkę. Gonzales opatrzyła mnie kawałkiem materiału hamując trochę płynącą krew. Otworzyła drzwi prowadzące do podziemi. Zeszła w dół i zawołała mnie. Korytarz, którym zmuszona byłam wędrować przez następne pół godziny był ciemny i oświetlały go pojedyncze żarówki zwisające z sufitu. Szłyśmy tak około dwóch kilometrów. Byłam strasznie zmęczona a ból przechodził przez całe moje ciało. W końcu zobaczyłam schody które jak mam nadzieję prowadzą na powierzchnię. Na szczęście miałam rację. Stałyśmy dokładnie przed tym samym blokiem z którego wybiegłam by spotkać się z rodzicami.
          Gonzales poprowadziła mnie do środka i kazała położyć się na kanapie. Poszła do kuchni i wróciła z tabletkami przeciwbólowymi, apteczką i szklanką wody. Dlaczego po prostu nie wezwie jebanej karetki?!
Z apteczki wyjęła bandaże, pincetę i płyn odkażający. Odkaziła moją ranę co strasznie piekło. Syczałam z bólu i próbowałam nie zemdleć. Starałam się nie patrzeć w stronę "operacji", ale i tak po jakimś czasie straciłam przytomność.

wtorek, 22 kwietnia 2014

Rozdzial II "Pozbieram kawałki i zbuduję domek z lego"

  Nicole's Pov:
Gdy stanęliśmy pod drzwiami jego mieszkania wyraźnie słychać było śmiechy i krzyki dziewcząt. Nie wiedziałam, że on z kimś mieszka. To jego koleżanki i dziewczyna? A może żona? Zaraz, wtedy nie zapraszałby mnie. Nie chce się narzucać, ale było już za późno na odwrót. Niall przepuścił mnie pierwszą przez próg jego mieszkania a gdy tylko go przekroczyłam wszystkie wrzaski i chichoty ucichły. Nastała głucha cisza. Wszystkie trzy twarze zwróciły się w moją stronę ze zdziwioną miną. Były to trzy dziewczyny. Dwie miały blondynki, jedna brunetka. Wszystkie były takie śliczne.. Dlaczego ja zawsze wyglądam jak worek na ziemniaki?
Horan wreszcie postanowił nas sobie przedstawić:
-Chachi, Wawa, Bułeczko to jest Nicole. Właśnie uratowałem ją od Stylesa. Pamiętacie jeszcze tego kutasa? - głos chłopaka przesiąknął złością gdy mówił o Harrym i sarkastyczny, wymuszony uśmiech widniał na jego twarzy. Nie wiem czemu, ale poza złością w jego oczach widziałam ból i żal. Czy Harry zaszedł mu za skórę? Targowali się o mnie jak przyjaciel z przyjacielem, ale atmosfera była strasznie napięta. Jakbym mogła wypytałabym Nialla o wszystko co chcę, ale po pierwsze jestem wstydliwa, po drugie pewnie mi na nie nie odpowie i po trzecie kazał nie zadawać pytań.
-Cześć, Nicole, jak się masz? - pierwsza powitała mnie Chachi... Tak myślę, że miała na imię. Zamknęła mnie w przyjaznym uścisku. Naprawdę wygląda na przemiłą i pomocną osobę. Ociekała słodkością jak mały szczeniaczek. Miała śliczne brązowe oczy i dziewczęce rysy twarzy. Wyglądała na młodszą od reszty.
-Dobrze, a jak u ciebie... Chachi? - powiedziałam niepewnie.
-Świetnie. Naprawdę to jestem Chrissy Gonzales, ale mów mi Chachi, to mój pseudonim sceniczny. - odparła ze szczerym uśmiechem i dumą.
Następna podeszła do mnie Bułeczka:
-Siemka, Nicole. Jak długo tu zostajesz? - spytała z równie serdecznym uśmiechem co Chrissy.
-Tak właściwie to... - nie zdążyłam dokończyć bo przerwał mi Niall. - zostanie tu jakiś czas. - Co? Nie, ja tu jestem tylko na noc! Nie zostanę tu ani chwili dłużej, niż tylko na jedną noc. Spojrzałam na blondyna zdezorientowana. Widząc moje zdziwienie dodał jeszcze: - nie ma się gdzie podziać. Nie powinna być raczej problemem prawda?
-Myślę, że nie. - stwierdzili razem Bułeczka i Chachi. Wawa wciąż siedziała przy stoliku barowym nie odzywając się. Zrobiło mi się głupio więc tylko machnęłam do niej ręką w geście powitalnym. Myślę, że nie jest do mnie mile nastawiona. Jest zazdrosna czy po prostu uważa mnie za intruza.
-Możesz tu zostać ile tylko zechcesz. - dodała Olivia.
-Chodź Nicole, wybierzemy filmy na dzisiejszy wieczór. - uśmiechnął się Horan i pociągnął mnie za rękę do pokoju z wielką kanapą i telewizorem. Wszystko tu jest takie... drogie. Skąd on ma tyle pieniędzy? Nie wyglądają tutaj jak biznesmeni. Bardziej jak grupa nastolatków odrzuconych przez społeczeństwo. Pewnie rodzice to jakieś szychy i przysyłają im pieniądze. Dziwi mnie tylko dlaczego aż tyle aby mogli kupować dziwki...
-To jaki film bierzemy? Wybierz dwa i ja wybiorę dwa. - powiedział chwytając płyty "Tylko ciebię chce" i "Pamiętnik". Ja przeszukałam wzrokiem półki z płytami wybierając "Naznaczony" i "Annabelle". Osobiście uwielbiam horrory, nie lubię romantycznych filmów. Strasznie mnie nudzą i zawsze zasypiam w ich połowie.
-To od którego zaczynamy? - spytałam.
-Pamiętnik?
-Ok. - odpowiedziałam krótko. Od razu włożył płytę do odtwarzacza blue-ray i zasiadł obok mnie na przestronnej kanapie obitej czerwoną skórą. Wzdrygnęłam się gdy objął mnie swoim długim, umięśnionym ramieniem. Muszę przyznać był naprawdę dobrze zbudowany. Przestudiowałam całe jego ciało zupełnie nie zwracając uwagi na historię przedstawianą w telewizorze. Przez przylegającą do ciała, białą koszulkę na ramiączkach mogłam dokładnie zobaczyć jego wyrzeźbioną klatę i sześciopak. Szerokie barki jak Australia i ramiona były wytatuowane. Wilk, dwa skrzyżowane pistolety, ciemna postać śmierci oraz imię "Annie". Dam sobię rękę uciąć, że każdy ten tatuaż miał głębokie znaczenie. W końcu nie należą do byle kogo, tylko do mądrego, tajemniczego chłopaka, bohatera. Kontynuowałam wpatrywanie się w jego osobę. Blond włosy idealnie komponowały się z szafirowymi oczami. Usta pełne, koloru malinowego, śliczne.

Chłopak chyba zauważył, że wpatruje się w jego usta więc uśmiechnął się szeroko.
-Czy miała by pani ochotę zrobić coś innego z ustami niż tylko się na nie patrzeć? - zapytał kokieteryjnie co sprawiło, że róż wkradł się na moje policzki.
-Zachowaj te uwagi dla siebie Horan? - odpowiedziałam marszcząc brwi. Zamilkł. Chyba myślał że ulegnę, ha! Nicola 1 - Jego duże ego 0, ale muszę przyznać, że duzi chłopcy wyglądają przesłodko gdy się rumienią.
-Może zjadłabyś coś? - spytał z troską, próbując zmienić temat.
-Nie dziękuje, nie jestem głodna. - powiedziałam opryskliwie.
-Chcesz o czymś pogadać? W jednej minucie siedzimy normalnie, oglądamy film a w drugiej jesteś obrażona na cały świat. Coś musi być nie tak.
-Ok, powiem ci, nie mam gdzie się podziać, jestem tutaj, z tobą, obcym chłopakiem, którego poznałam godzinę temu w burdelu. Zaczynasz ze mną flirtować a jeszcze niecały rok temu byłam w toksycznym związku. Nie mam na sobie nic oprócz koronkowej, białej bielizny i twojej bluzy, plus, nawet do cholery nikt mnie w tym domu nie lubi. Ugh. - starałam się zatrzymać łzy wpływające do moich oczu. Moje życie to jednak jest całkiem do dupy, czemu by tego po prostu nie skończyć. A wystarczyłoby jedno głębsze cięcie i tak mam ich już pełno...
-Nicole, spójrz na mnie. - rozkazał przykładając rękę do mojego podbródka. Podniósł go zmuszając mnie na kontakt wzrokowy. - Zostaniesz tu ile będziesz chciała, ubrania pożyczymy od dziewczyn, a wszyscy w końcu przyzwyczają się do twojej obecności. - uśmiechnął się pokrzepiająco.
-Dlaczego to w ogóle zrobiłeś? Po co? Masz coś z tego? Wydałeś dwadzieścia pięć tysięcy tylko po to by mnie uwolnić a nawet mnie nie znasz. Skąd masz pewność, że nie okradnę cię i zostawię z niczym? Wiesz chociaż jak mam na nazwisko?! - podniosłam ton głosu.
-Jak tak bardzo nie chcesz mojej pomocy to po prostu wyjdź. Nikt cię tu nie trzyma! Próbuje ci tylko pomóc do cholery, dlaczego jesteś taka skomplikowana?! - krzyknął mi prosto w twarz.
-Ja skomplikowana? To nie ja wydałam tyle funtów na bezużyteczną dziwkę tylko po to by ją utrzymywać. Mam dość, wychodzę. - zerwałam się z krzesła i pognałam w kierunku drzwi. Przed ich trzaśnięciem odwróciłam się i rzuciłam sarkastycznie: - Miłego dnia, może chociaż dla ciebie będzie udany. - i wyszłam.

Teraz zostało tylko dwoje ludzi którym mogę zaufać... RODZICE.


***

Chachi's Pov:
 -Co kurwa jej powiedziałeś?! - zapytałam z niedowierzaniem. Jak? No jak do cholery można potraktować tak dziewczynę, która przeżyła tak wiele? Rozumiem, stracił swoje nerwy, ale Nicole została zmuszona do pracy w domu publicznym Harrego, nie ma domu ani ubrań a on tak po prostu daje jej odejść nie starając się o jej powrót. Kobieta zmienną jest i trzeba jej wybaczyć wahania nastrojów, nie do chuja zostawiać ją z sercem połamanym na kawałki, samą w tym wielkim świecie.
-To nic wielkiego. - parsknął z obojętnością.
-Nic wielkiego? Ona pewnie błąka się po ulicy Mullingar albo już zadźgał albo zgwałcił jakiś "przyjaciel" Stylesa. Wiesz co? Rób co chcesz, ale ja idę jej szukać, na razie dupku! - ubrałam się w swój czarny płaszcz i wyszłam na zewnątrz.
          Było już ciemno. Spojrzałam na zegarek. Wskazówki wskazywały godzinę 23:18. Zaczęłam iść w dół ulicy i napisałam do Joey'a - mojego brata. Joey pracuje w policji. Trochę to dziwne, on jest policjantem a ja dealerką. Na szczęście jeszcze nie dowiedział się o mojej działalności i mam nadzieję, że nigdy się o niej nie dowie.

Do: Joey
"Hej. Jesteś jeszcze w pracy?"

Od: Joey
"Tak, staram się namierzyć gang nijakiego Nialla, ale zero po nich śladu..."

          Westchnęłam z ulgą, jesteśmy jednym z najbardziej wyspecjalizowanych gangów, ale mamy też sporo morderstw, kradzieży, nielegalnych wyścigów i porwań na karku. Nikt by nie chciał żeby złapano go z taką kartoteką.

Do: Joey
"Ugh, czyli jesteś zajęty? :(("

Od: Joey
"Już prawie kończę, oni są jak niewidzialni nawet nie ma co się starać ich szukać i tak nikomu to nie wyjdzie"

Do: Joey
"To świetnie, mam dla ciebie sprawę. :)"

Od: Joey
"Młoda, zawsze mi musisz znaleźć jakąś pracę po godzinach? Co tym razem? :/"

Do: Joey
"Szukam przyjaciółki. Spytasz się kolegów czy nie widzieli gdzieś brązowookiej brunetki w białej bieliźnie i czarnej bluzie?"

Od: Joey
"Wow, wow, wow... stop. W bieliźnie? :o"

Do: Joey
"Troszeczkę u mnie zabalowała. Ups."

Od: Joey
"Oh, siostra, następnym razem pilnuj imprezowiczów. Dobrze, postaram się ją odszukać. Dobranoc ;)"

Do: Joey
"Zadzwoń jak będziesz coś wiedział. Dobranoc :*"

          Więc chociaż mam jakąś pomoc. Przeszłam może pięć ulic, ale nie widziałam żywej duszy, jedynie samotny kot szukający czegoś w śmietniku. Kolejne dwie ulice dalej zauważyłam postać klęczącą na skrzyżowaniu. Podeszłam do niej bliżej i zauważyłam, że... to była Nicole. W ręku trzymała malutki bukiecik róż i świeczkę. Po jej policzkach spływały stróżki łzy. Uklękłam obok, ale była tak pogrążona w modlitwie, że chyba nawet nie zauważyła mojej obecności.
          -Umm... Nicole? - dziewczyna wzdrygnęła że strachu dopiero teraz zdając sobie sprawę, że byłam tuż obok. - Wszystko w porządku?
          -Taa.. Tylko, że moje życie się wali a jedyne co mi zostało to moi rodzice. Leżą sobie tutaj spokojnie i patrzą na mnie z góry. Fajnie by było kiedyś do nich dołączyć. Niedługo pewnie to zrobię.