środa, 30 kwietnia 2014

Rozdzial IV "Klamstwa byly jej calym zyciem"

          Obudziłam się porażona przez promienie słoneczne przedostające się zza czerwonych firanek. Nie byłam już w tej samej bieliźnie, w której byłam wczoraj. Miałam na sobie krótkie spodenki i t-shirt z napisem "Good girls love bad boys".
Ok, po pierwsze to gdzie ja jestem? Po drugie, dlaczego jestem tak ubrana i po trzecie, dlaczego tak cholernie boli mnie ręka?
Instynktownie spojrzałam na swoje strasznie bolące ramie zauważając na nim biały bandaż prawie cały przesiąknięty krwią. Co do cholery? Głowa mnie boli i nic nie pamiętam z poprzedniego wieczoru. Coś musiało się wydarzyć.
          Nagle usłyszałam skrzeczenie otwierających się drzwi. Odwróciłam się w ich kierunku i zobaczyłam chłopaka z blond czupryną. W rękach trzymał tacę z tradycyjnym irlandzkim śniadaniem i szklanką soku pomarańczowego.
          -Dzień dobry, widzę, że księżniczka już wstała. - przywitał mnie z uśmiechem. - Ma pani ochotę na jajko sadzone, smażony bekon, tosty, fasolę, pomidory i sok?
          -Tak, dziękuję, ale nie zjem wszystkiego. - westchnęłam. - A tak w ogóle to jak się tu dostałam i czemu mam dziurę w ramieniu? - zapytałam zdenerwowana podnosząc swój ton głosu.
          -Umm...więc wczoraj się trochę pokłóciliśmy i wybiegłaś z domu. Potem Chachi znalazła cię leżącą na chodniku. Nie wiemy co ci się stało. Przynieśliśmy cię tutaj - do mojego pokoju i opatrzyliśmy,
          -Uh, ok, przepraszam za kłopot. - uśmiechnęłam się do chłopaka. Jak ja mogłam się tak skompromitować. Moje życie jest na prawdę pełne porażek.
          -Nic się nie stało, Nicole. Wiesz, ja przepraszam za wczoraj.. j-ja nie wiem co mi odbiło to było głupie z mojej strony, zostań tu ile możesz.
          -Zostanę tu, ale tylko na parę dni dopóki nie znajdę jakiegoś mieszkania i pracy.. oczywiście jeśli to nie problem. Dziękuję za wszystko. - powiedziałam biorąc kęs tosta.
          -Oczywiście, że to nie będzie problem. Ja teraz idę do pracy, zobaczymy się wieczorem. Miłego dnia. - pożegnał się i wyszedł z pomieszczenia.
          Rozejrzałam się po pokoju. Był nawet przytulnie urządzony. Błękitne ściany, futerkowe dywany i białe meble. Zauważyłam że w niektórych miejscach na ścianie pozrywana była farba a kosz był pełny kolorowych skrawków papieru. Byłam ciekawa co to więc podeszłam bliżej. Wiem, że nie powinnam grzebać w cudzym śmietniku, ale z natury jestem ciekawska, musicie mi to wybaczyć. Podniosłam jeden papierek i zobaczyłam twarz Jesy Nelson. Co? Na następnym ujrzałam Perrie Edwards a na kolejnym logo Little Mix. To jest pokój Nialla? Nie spodziewałabym się tego po nim, ale widocznie się tego wstydził, aww.
          Po zjedzeniu przepysznego śniadania podreptałam do kuchni i włożyłam naczynia do zmywarki. Usłyszałam dochodzące z salonu odgłosu więc skierowałam się w ich kierunku. Na kanapie zobaczyłam Chachi ubraną w słodką różową piżamkę w kotki. Usiadłam obok niej i zaczęłam:
          -Dzień dobry, głupio, że pytam, ale czy mogłabyś pożyczyć mi jakieś ubranie. - spytałam nieśmiało.
          -Tak, jasne, chodź za mną. - wstała i pognała w kierunku drzwi z napisem "Nie wchodzić! Teren Olivii." Weszłam z nią do nowocześnie wystrojonego pokoju. Stały w nim dwa komputery firmy Apple a na ścianie wisiała około 50 calowa plazma. Oli podeszła do szklanych drzwi i wbiła coś na panelu obok nich. Momentalnie drzwi się otworzyły ukazując szereg bluzek, spodni i równo poukładanych pudełek z butami. O cholera, ona ma nawet automatyczną szafę. Gdzie oni to zarabiają?! Dziewczyna wyjęła z szafy parę szortów, t-shirt z nadrukiem "Cool kids dance all the time" i parę neonowych vansów.
          -Wow, ile ty masz fajnych ciuchów. - stwierdziłam wzdychając na widok szafy wypełnionej po brzegi ubraniami. Oh, raj dla takich kobiet jak ja, ale mniejsza z tym. - Gdzie mogę się przebrać?
          -Za drzwiami na końcu korytarza znajdziesz toaletę. Jak przyjdziesz to możesz przyjść tu mi się pokazać i poplotkujemy, albo coś w tym stylu. - zachichotała a ja natychmiast poszłam się przebrać. Wróciłam jakieś pięć minut później i usiadłam na łóżku Chachi.
          -Too... masz jakieś pytania do mnie? Odpowiem na cokolwiek? - zapytała uprzejmie.      
          -Taa.. Jak tu się znalazłam?
          -A więc, uhh, po prostu wybiegłaś z domu i musieliśmy cię tu z powrotem przynieść, byłaś ranna i leżałaś na ulicy jak żul. Nic nie pamiętasz? - tego oczekiwałam, potwierdzenia tego co powiedział Niall. I co? Jak żul? Um, dzięki za szczerość?
          -Nie, nic, mam pustkę w głowie i źle się czuję. Mogę cię o coś poprosić? - zapytałam niepewnie.
          -Tak, wal śmiało.
          -Mogę zadzwonić do Horana? Z twojej komórki, nie mam swojej.
          -Taa, trzymaj. - podała mi iPhone uprzednio wybierając numer chłopaka.
          "Halo? Czego chcesz Chachi?" - odezwał się głos w słuchawce.
          "Um, to ja, Nicole. Mogę się o coś zapytać?"
          "Jasne, o co chodzi?"
          "Jesteś Boy Mixerem?"
          "Niee.."
          "To czyje były te podarte plakaty?"
          "Emm.. Ok, ok, przyznaje się, kocham Little Mix. Zadowolona?"
          "Oczywiście, że tak zawsze chciałam mieć Boy Mixera za chłopaka." - byłam taka zachwycona. Niall jest pierwszym boy Mixerem jakiego poznałam. Nie wytrzymam, zaraz pójdę piszczeć w poduszkę jak prawdziwa fangirl.
          "A ja Mixer za dziewczynę.." - wyszeptał ledwo słyszalnym głosem i rozłączył się.
          -Hahaha, ojeju, skąd wiesz że on jest Mixer? - spytała z ciekawością Gonzales.
          -Zauważyłam porwane plakaty Little Mix w koszu i pozrywaną farbę więc pomyślałam, że to wszystko sprawka Niall'a. Nie wiem czemu się tego wstydził i zepsuł taką kolekcję plakatów... - westchnęłam.
          -Aww, Horanek wstydził się swoich idolek przed dziewczyną. Myślę, że ma cię na oku... nie spieprz tego. Nawet zdaje mi się, że ty też robisz do niego maślane oczka. Mam rację? - zaśmiała się ukazując rząd śnieżnobiałych zębów.
          -N-ni.. No dobrze, tak chyba się zakochałam, jezu, jakie to straszne uczucie. Pamiętam pierwszy raz gdy to się stało. Było to w przedszkolu i jeszcze wzięłam z nim ślub. Było świetnie, cały budynek przedszkola był obsypany ryżem i centami.  Miałam piękną suknię księżniczki a Liam był przebrany za księcia. Księdzem była Julie Lovato, moja stara przyjaciółka, a drużbami, Julie Gomez i Luke Hemmings. Niestety musiałam się przeprowadzić i moje serce połamało się na miliony kawałeczków. Byliśmy jeszcze dziećmi i nie mieliśmy iPhonów, skype, facetime czy innego gówna, po prostu już więcej się nie spotkaliśmy.. - opowiedziałam jej że smutkiem. Ciekawe gdzie jest teraz mój Liam James Payne? Czy nadal jest tak bardzo odpowiedzialny, czuły, dobroduszny, tak przystojny jak go zapamiętałam. Chciałabym go spotkać, przytulić, porozmawiać. Może jakbym się wtedy nie przeprowadziła moje życie byłoby inne. Nie spotkałabym Ashtona i nie zeszła na samo dno.
          -To słodkie, ale jak to mówią, jeśli kogoś kochasz daj mu odejść, a jak kocha to wróci. Chciałabyś go znowu zobaczyć? Chociaż na moment? - zapytała Chachi wpatrując się we mnie swoimi brązowymi oczami.
          -Tak, bardzo, ale to nie możliwe. - odpowiedziałam z jeszcze większym przygnębieniem.
          -A jeśli to jednak możliwe? Liam pracuje jako barman w klubie "Mojito" parę ulic stąd. Jak czujesz się już na siłach możemy pojechać tam nawet teraz. - zaproponowała uśmiechając się szeroko.
          -Naprawdę? Nie masz żadnych planów? Proszę, chodźmy tam nawet teraz w tej chwili. - wpadłam w niewyobrażalną radość. Chcę zobaczyć jak on wygląda, jejku, proszę.
          -Ok, to czesz włosy, myj ząbki, zakładaj moje Ray-bans na nos i wychodzimy! Wiem też gdzie pracują Gomez i Lovato, ale nie możemy tam iść. - Jak to nie możemy? Gdzie one pracują? Eh, niech szlag trafi tą moją ciekawość. Po porostu idź do Liama, Nicole, idź do Liama. Zrobiłam wszystko o co poprosiła mnie Oli i razem wyszłyśmy z domu.

***

          Dotarłyśmy do "Mojito" i usiadłyśmy przy barze. Podszedł do nas barman z uśmiechem wymalowanym na twarzy, paroma tatuażami i rozbudowanymi mięśniami na ramionach.
          -Przepraszam, ale czy zna pan Liama Payne? - zapytałam mężczyznę. On i Chachi zaczęli się głośno śmiać. Co w tym było śmiesznego?!
          -Liam James Payne, we własnej osobie, proszę pani. - powiedział i wyciągnął do mnie rękę, którą uścisnęłam - Co panią do mnie sprowadza?
          -Liam, pamiętasz mnie? Jestem Nicole i my w przedszko... - Payne przerwał mi.
          -Nicole? Żono moja, kochana! - krzyknął, przeskoczył barek i zamknął mnie w swoich objęciach. - Tak dawno cię nie widziałem, szukałem, tęskniłem. Jak ci się układa? - Tęskił, szukał? Był tak blisko, dosłownie 5km ode mnie, ale nie znalazł. Może to on by mnie wyciągnął z tego bagna jakim był burdel Harry'ego.
          -Więc, szczerze, nie układa mi się zbyt dobrze. Jestem na utrzymaniu Olivii i innych bardzo miłych ludzi. Jeden z nich wyciągnął mnie z domu publicznego płacąc nie małą sumkę. A jak się tam dostałam? Mój chłopak, teraz już były miał długi u kierownika tego domu i musiałam to odpracować. - opowiadałam cały czas będąc opleciona jego silnymi ramionami.
          -A rodzice? Co z nimi? - zapytał a ja poczułam łzy napływające mi do oczu. Obraz dookoła był rozmazany, ale kontynuowałam rozmowę.
          -Więc, oni zmarli w wypadku. Jechali do mnie w odwiedziny i pech chciał, że nie dojechali na miejsce. - wygdukałam, mocniej ściskając pracowniczą koszulkę Liama.
          -Przepraszam, nie wiedziałem, naprawdę. - chłopak ścisnął mnie jeszcze mocniej. Staliśmy tak w ciszy bym mogła trochę ochłonąć.
          -Gdybym mogła cofnąć czas. Gdybym mogła przywrócić życie swoim rodzicom. Wszystko byłoby inaczej... - westchnęłam przygnębiona i wytarłam łzy ze swojej twarzy.
          -Co powiesz na imprezę dzisiaj wieczorem? Trochę się rozerwiesz i zapomnisz o bólu. Co ty na to? - zaproponował Liam.
          -Czemu nie, w końcu i tak nie mam żadnych planów. To o której? - zapytałam. Popatrzyłam na Oli, która miała kciuki w górze i uśmiechała się do mnie co znaczyło, że jest zadowolona z tego, że idę.
          -To widzimy się pod twoim domem o 20. Ubierz się ładnie. Przyjadę po ciebie. - uśmiechnął się. - Ale niestety, drogie panie, muszę wracać do pracy. Miłego dnia! - usiadłam z powrotem na miejsce obok Gonzales i odwróciłam twarz w jej kierunku.
-Yeah! Nie mogę w to uwierzyć, nasza kochana Nicole dorasta. Muszę dopilnować żebyś wyglądała olśniewająco. - cieszyła się Chachi i starła jedną niewidzialną łzę dumy.
 

sobota, 26 kwietnia 2014

Rozdzial III "Prosze, uratuj mnie."

          -Nie masz potrzeby by do nich dołączyć. Wygadaj się mi kochanie. Jak oni zmarli? Wiem, że to ciężki temat, ale teraz tego potrzebujesz: rozmowy i kogoś przy tobie. - starałam się jakoś zacząć rozmowę i zamknęłam Nicole w swoich ramionach. Wyjęłam telefon i znowu napisałam do Joey'a:

Do: Joey
"Znalazłam ją, cała i zdrowa. :)"

Od: Joey
"Uff.. Wreszcie chwila odpoczynku. ;)"

          -Więc kochanie? Co ci leży na serduchu?
          -Jestem rozdarta. Gdy oni zginęli cały mój świat się zawalił a Ashton zamiast go odbudować jeszcze pogorszył sprawę. Rodzice zmarli dokładnie 15 miesięcy temu chcąc odwiedzić mnie w akademiku. Zostało im dokładnie cztery ulice ale pech chciał że wpadli w poślizg. Oboje umarli na miejscu zostawiając mnie samą bez prawa do ich majątku. Dopóki mój ex nie oddał mnie Harry'emu mieszkałam w akademiku. Nie miałam gdzie wyjechać na święta, nikt mnie nie odwiedzał. Byłam tylko ja i moje blizny.
          -Kochanie... Poradzisz sobie, nie przejmuj się ja ci pomogę. - pocieszałam Nicole z całych sił, ale słowa, które do niej kierowałam zdawały się ulatniać. Nie słyszała ich. Była pogrążona w swoim płaczu i uporczywych myślach, które nie chciały zniknąć.
          -Nie mogę wiecznie żyć na cudzą rękę. Muszę zacząć radzić sobie samemu, albo się poddać. - westchnęła.
          -Nie możesz poddać się bez walki. Bądź silna i pokaż wszystkim, że jesteś czegoś warta. Pokaż to swoim rodzicom. Niech będą z ciebie dumni. Jesteś zwycięzcą! - krzyknęłam, dając jej namiastkę siły, która, miejmy nadzieję zapoczątkuje jej nowe życie.
          -Masz rację, ale to za trudne... - szepnęła.
          -Nie szkodzi, poradzisz sobie, ale najpierw obiecaj mi, że więcej nie będziesz się ciąć.
          -Nie...
          -Obiecaj! - krzyknęłam stanowczo.
          -D-dobrze. - głos jej się załamał. Mam nadzieję, że dotrzyma obietnicy.
          -Ok, to gdzie teraz idziemy? Co powiesz na McDonald? Jest całodobowy. - powiedziałam prawie natychmiastowo łagodniejąc. Tak, mam zmienne humory, ale jak prawie każda kobieta!
          -Jeju, jak ja dawno nie jadłam fast-fooda. Jak ja dawno jadłam cokolwiek co ma jakiś smak. Louis, przyjaciel Stylesa serwował nam same papki marchewkowe albo ziemniaczane, ugh, aż mnie ciarki przechodzą. - powiedziała z lekko roześmianym głosem. - Niestety, nie mam przy sobie żadnych pieniędzy.
          -Zapłacę za ciebie, zjedz chociaż jeden posiłek.
          -Nie, nie trzeba, naprawdę. - próbowała się tłumaczyć, jest bardzo honorową i samodzielną dziewczyną może zrobić wiele.
          -Chodź, nie pierdol. - rozkazałam i pociągnęłam ją za rękę w kierunku najbliższego maka.

***

Nicole's Pov:

          Byłyśmy już niedaleko restauracji na jakimś parkingu niedaleko starego bloku. Ulice były puste a wszystko co nas otaczało to głucha cisza i ciemność. Nagle poczułam, że ktoś mnie łapie za rękę. Lekko spanikowałam, ale pomyślałam, że to tylko Olivia. Potem jednak ktoś mnie za nią szarpnął, upadłam na ziemię, zasłoniono mi usta i pociągnięto w krzaki. Płakałam i próbowałam krzyczeć. Gdzie Chachi?
Potem usłyszałam strzały i poczułam niesamowity ból. Ktoś przestrzelił mi ramię. Łzy leciały mi już ciurkiem po policzkach. Było ich więcej niż gdy pierwszy raz poszłam na koncert Little Mix.
          Padł kolejny strzał. Cholera, co jeśli Chachi już nie żyje? Co ten facet ze mną zrobi? Wyjdę z tego cało? Co się w ogóle tu dzieje? Usłyszałam kroki. Ktoś biegł w naszą stronę. Kolejny? Boję się. Całe życie przeleciało mi przed oczami. Jak mogłam myśleć o samobójstwo. To był by najgorszy błąd, teraz tylko mogę modlić się o życie.
Kroki były coraz głośniejsze. Usłyszałam szum liści i trzask gałęzi. Huk. Coś szybko przeleciało mi nad głową i poczułam jak gość, który mnie trzyma rozluźnia uścisk. Wreszcie wydostaje się z jego objęcia, patrzę w górę. To Chachi. Patrzę w dół. Facet leży nieprzytomny w kałuży krwi.
          -Co się dzieje? - wysapałam przez łzy jak najciszej starając się mówić wyraźnie.
          -Nie czas na pytania, chodź za mną, szybko! - rozkazała a ja posłusznie się jej podporządkowałam.
          Pobiegłyśmy w stronę jakiegoś magazynu. Weszłyśmy do środka i zamknęłyśmy drzwi na kłódkę. Gonzales opatrzyła mnie kawałkiem materiału hamując trochę płynącą krew. Otworzyła drzwi prowadzące do podziemi. Zeszła w dół i zawołała mnie. Korytarz, którym zmuszona byłam wędrować przez następne pół godziny był ciemny i oświetlały go pojedyncze żarówki zwisające z sufitu. Szłyśmy tak około dwóch kilometrów. Byłam strasznie zmęczona a ból przechodził przez całe moje ciało. W końcu zobaczyłam schody które jak mam nadzieję prowadzą na powierzchnię. Na szczęście miałam rację. Stałyśmy dokładnie przed tym samym blokiem z którego wybiegłam by spotkać się z rodzicami.
          Gonzales poprowadziła mnie do środka i kazała położyć się na kanapie. Poszła do kuchni i wróciła z tabletkami przeciwbólowymi, apteczką i szklanką wody. Dlaczego po prostu nie wezwie jebanej karetki?!
Z apteczki wyjęła bandaże, pincetę i płyn odkażający. Odkaziła moją ranę co strasznie piekło. Syczałam z bólu i próbowałam nie zemdleć. Starałam się nie patrzeć w stronę "operacji", ale i tak po jakimś czasie straciłam przytomność.

wtorek, 22 kwietnia 2014

Rozdzial II "Pozbieram kawałki i zbuduję domek z lego"

  Nicole's Pov:
Gdy stanęliśmy pod drzwiami jego mieszkania wyraźnie słychać było śmiechy i krzyki dziewcząt. Nie wiedziałam, że on z kimś mieszka. To jego koleżanki i dziewczyna? A może żona? Zaraz, wtedy nie zapraszałby mnie. Nie chce się narzucać, ale było już za późno na odwrót. Niall przepuścił mnie pierwszą przez próg jego mieszkania a gdy tylko go przekroczyłam wszystkie wrzaski i chichoty ucichły. Nastała głucha cisza. Wszystkie trzy twarze zwróciły się w moją stronę ze zdziwioną miną. Były to trzy dziewczyny. Dwie miały blondynki, jedna brunetka. Wszystkie były takie śliczne.. Dlaczego ja zawsze wyglądam jak worek na ziemniaki?
Horan wreszcie postanowił nas sobie przedstawić:
-Chachi, Wawa, Bułeczko to jest Nicole. Właśnie uratowałem ją od Stylesa. Pamiętacie jeszcze tego kutasa? - głos chłopaka przesiąknął złością gdy mówił o Harrym i sarkastyczny, wymuszony uśmiech widniał na jego twarzy. Nie wiem czemu, ale poza złością w jego oczach widziałam ból i żal. Czy Harry zaszedł mu za skórę? Targowali się o mnie jak przyjaciel z przyjacielem, ale atmosfera była strasznie napięta. Jakbym mogła wypytałabym Nialla o wszystko co chcę, ale po pierwsze jestem wstydliwa, po drugie pewnie mi na nie nie odpowie i po trzecie kazał nie zadawać pytań.
-Cześć, Nicole, jak się masz? - pierwsza powitała mnie Chachi... Tak myślę, że miała na imię. Zamknęła mnie w przyjaznym uścisku. Naprawdę wygląda na przemiłą i pomocną osobę. Ociekała słodkością jak mały szczeniaczek. Miała śliczne brązowe oczy i dziewczęce rysy twarzy. Wyglądała na młodszą od reszty.
-Dobrze, a jak u ciebie... Chachi? - powiedziałam niepewnie.
-Świetnie. Naprawdę to jestem Chrissy Gonzales, ale mów mi Chachi, to mój pseudonim sceniczny. - odparła ze szczerym uśmiechem i dumą.
Następna podeszła do mnie Bułeczka:
-Siemka, Nicole. Jak długo tu zostajesz? - spytała z równie serdecznym uśmiechem co Chrissy.
-Tak właściwie to... - nie zdążyłam dokończyć bo przerwał mi Niall. - zostanie tu jakiś czas. - Co? Nie, ja tu jestem tylko na noc! Nie zostanę tu ani chwili dłużej, niż tylko na jedną noc. Spojrzałam na blondyna zdezorientowana. Widząc moje zdziwienie dodał jeszcze: - nie ma się gdzie podziać. Nie powinna być raczej problemem prawda?
-Myślę, że nie. - stwierdzili razem Bułeczka i Chachi. Wawa wciąż siedziała przy stoliku barowym nie odzywając się. Zrobiło mi się głupio więc tylko machnęłam do niej ręką w geście powitalnym. Myślę, że nie jest do mnie mile nastawiona. Jest zazdrosna czy po prostu uważa mnie za intruza.
-Możesz tu zostać ile tylko zechcesz. - dodała Olivia.
-Chodź Nicole, wybierzemy filmy na dzisiejszy wieczór. - uśmiechnął się Horan i pociągnął mnie za rękę do pokoju z wielką kanapą i telewizorem. Wszystko tu jest takie... drogie. Skąd on ma tyle pieniędzy? Nie wyglądają tutaj jak biznesmeni. Bardziej jak grupa nastolatków odrzuconych przez społeczeństwo. Pewnie rodzice to jakieś szychy i przysyłają im pieniądze. Dziwi mnie tylko dlaczego aż tyle aby mogli kupować dziwki...
-To jaki film bierzemy? Wybierz dwa i ja wybiorę dwa. - powiedział chwytając płyty "Tylko ciebię chce" i "Pamiętnik". Ja przeszukałam wzrokiem półki z płytami wybierając "Naznaczony" i "Annabelle". Osobiście uwielbiam horrory, nie lubię romantycznych filmów. Strasznie mnie nudzą i zawsze zasypiam w ich połowie.
-To od którego zaczynamy? - spytałam.
-Pamiętnik?
-Ok. - odpowiedziałam krótko. Od razu włożył płytę do odtwarzacza blue-ray i zasiadł obok mnie na przestronnej kanapie obitej czerwoną skórą. Wzdrygnęłam się gdy objął mnie swoim długim, umięśnionym ramieniem. Muszę przyznać był naprawdę dobrze zbudowany. Przestudiowałam całe jego ciało zupełnie nie zwracając uwagi na historię przedstawianą w telewizorze. Przez przylegającą do ciała, białą koszulkę na ramiączkach mogłam dokładnie zobaczyć jego wyrzeźbioną klatę i sześciopak. Szerokie barki jak Australia i ramiona były wytatuowane. Wilk, dwa skrzyżowane pistolety, ciemna postać śmierci oraz imię "Annie". Dam sobię rękę uciąć, że każdy ten tatuaż miał głębokie znaczenie. W końcu nie należą do byle kogo, tylko do mądrego, tajemniczego chłopaka, bohatera. Kontynuowałam wpatrywanie się w jego osobę. Blond włosy idealnie komponowały się z szafirowymi oczami. Usta pełne, koloru malinowego, śliczne.

Chłopak chyba zauważył, że wpatruje się w jego usta więc uśmiechnął się szeroko.
-Czy miała by pani ochotę zrobić coś innego z ustami niż tylko się na nie patrzeć? - zapytał kokieteryjnie co sprawiło, że róż wkradł się na moje policzki.
-Zachowaj te uwagi dla siebie Horan? - odpowiedziałam marszcząc brwi. Zamilkł. Chyba myślał że ulegnę, ha! Nicola 1 - Jego duże ego 0, ale muszę przyznać, że duzi chłopcy wyglądają przesłodko gdy się rumienią.
-Może zjadłabyś coś? - spytał z troską, próbując zmienić temat.
-Nie dziękuje, nie jestem głodna. - powiedziałam opryskliwie.
-Chcesz o czymś pogadać? W jednej minucie siedzimy normalnie, oglądamy film a w drugiej jesteś obrażona na cały świat. Coś musi być nie tak.
-Ok, powiem ci, nie mam gdzie się podziać, jestem tutaj, z tobą, obcym chłopakiem, którego poznałam godzinę temu w burdelu. Zaczynasz ze mną flirtować a jeszcze niecały rok temu byłam w toksycznym związku. Nie mam na sobie nic oprócz koronkowej, białej bielizny i twojej bluzy, plus, nawet do cholery nikt mnie w tym domu nie lubi. Ugh. - starałam się zatrzymać łzy wpływające do moich oczu. Moje życie to jednak jest całkiem do dupy, czemu by tego po prostu nie skończyć. A wystarczyłoby jedno głębsze cięcie i tak mam ich już pełno...
-Nicole, spójrz na mnie. - rozkazał przykładając rękę do mojego podbródka. Podniósł go zmuszając mnie na kontakt wzrokowy. - Zostaniesz tu ile będziesz chciała, ubrania pożyczymy od dziewczyn, a wszyscy w końcu przyzwyczają się do twojej obecności. - uśmiechnął się pokrzepiająco.
-Dlaczego to w ogóle zrobiłeś? Po co? Masz coś z tego? Wydałeś dwadzieścia pięć tysięcy tylko po to by mnie uwolnić a nawet mnie nie znasz. Skąd masz pewność, że nie okradnę cię i zostawię z niczym? Wiesz chociaż jak mam na nazwisko?! - podniosłam ton głosu.
-Jak tak bardzo nie chcesz mojej pomocy to po prostu wyjdź. Nikt cię tu nie trzyma! Próbuje ci tylko pomóc do cholery, dlaczego jesteś taka skomplikowana?! - krzyknął mi prosto w twarz.
-Ja skomplikowana? To nie ja wydałam tyle funtów na bezużyteczną dziwkę tylko po to by ją utrzymywać. Mam dość, wychodzę. - zerwałam się z krzesła i pognałam w kierunku drzwi. Przed ich trzaśnięciem odwróciłam się i rzuciłam sarkastycznie: - Miłego dnia, może chociaż dla ciebie będzie udany. - i wyszłam.

Teraz zostało tylko dwoje ludzi którym mogę zaufać... RODZICE.


***

Chachi's Pov:
 -Co kurwa jej powiedziałeś?! - zapytałam z niedowierzaniem. Jak? No jak do cholery można potraktować tak dziewczynę, która przeżyła tak wiele? Rozumiem, stracił swoje nerwy, ale Nicole została zmuszona do pracy w domu publicznym Harrego, nie ma domu ani ubrań a on tak po prostu daje jej odejść nie starając się o jej powrót. Kobieta zmienną jest i trzeba jej wybaczyć wahania nastrojów, nie do chuja zostawiać ją z sercem połamanym na kawałki, samą w tym wielkim świecie.
-To nic wielkiego. - parsknął z obojętnością.
-Nic wielkiego? Ona pewnie błąka się po ulicy Mullingar albo już zadźgał albo zgwałcił jakiś "przyjaciel" Stylesa. Wiesz co? Rób co chcesz, ale ja idę jej szukać, na razie dupku! - ubrałam się w swój czarny płaszcz i wyszłam na zewnątrz.
          Było już ciemno. Spojrzałam na zegarek. Wskazówki wskazywały godzinę 23:18. Zaczęłam iść w dół ulicy i napisałam do Joey'a - mojego brata. Joey pracuje w policji. Trochę to dziwne, on jest policjantem a ja dealerką. Na szczęście jeszcze nie dowiedział się o mojej działalności i mam nadzieję, że nigdy się o niej nie dowie.

Do: Joey
"Hej. Jesteś jeszcze w pracy?"

Od: Joey
"Tak, staram się namierzyć gang nijakiego Nialla, ale zero po nich śladu..."

          Westchnęłam z ulgą, jesteśmy jednym z najbardziej wyspecjalizowanych gangów, ale mamy też sporo morderstw, kradzieży, nielegalnych wyścigów i porwań na karku. Nikt by nie chciał żeby złapano go z taką kartoteką.

Do: Joey
"Ugh, czyli jesteś zajęty? :(("

Od: Joey
"Już prawie kończę, oni są jak niewidzialni nawet nie ma co się starać ich szukać i tak nikomu to nie wyjdzie"

Do: Joey
"To świetnie, mam dla ciebie sprawę. :)"

Od: Joey
"Młoda, zawsze mi musisz znaleźć jakąś pracę po godzinach? Co tym razem? :/"

Do: Joey
"Szukam przyjaciółki. Spytasz się kolegów czy nie widzieli gdzieś brązowookiej brunetki w białej bieliźnie i czarnej bluzie?"

Od: Joey
"Wow, wow, wow... stop. W bieliźnie? :o"

Do: Joey
"Troszeczkę u mnie zabalowała. Ups."

Od: Joey
"Oh, siostra, następnym razem pilnuj imprezowiczów. Dobrze, postaram się ją odszukać. Dobranoc ;)"

Do: Joey
"Zadzwoń jak będziesz coś wiedział. Dobranoc :*"

          Więc chociaż mam jakąś pomoc. Przeszłam może pięć ulic, ale nie widziałam żywej duszy, jedynie samotny kot szukający czegoś w śmietniku. Kolejne dwie ulice dalej zauważyłam postać klęczącą na skrzyżowaniu. Podeszłam do niej bliżej i zauważyłam, że... to była Nicole. W ręku trzymała malutki bukiecik róż i świeczkę. Po jej policzkach spływały stróżki łzy. Uklękłam obok, ale była tak pogrążona w modlitwie, że chyba nawet nie zauważyła mojej obecności.
          -Umm... Nicole? - dziewczyna wzdrygnęła że strachu dopiero teraz zdając sobie sprawę, że byłam tuż obok. - Wszystko w porządku?
          -Taa.. Tylko, że moje życie się wali a jedyne co mi zostało to moi rodzice. Leżą sobie tutaj spokojnie i patrzą na mnie z góry. Fajnie by było kiedyś do nich dołączyć. Niedługo pewnie to zrobię.

niedziela, 20 kwietnia 2014

Bohaterowie


Nicole Thirlwall (Nessa)
studentka z Polski
20 lat


Niall James Horan (Nialler)
gangster, dealer
22 lata


Harry Edward Styles (Hazza)
właściciel domu publicznego
20 lat


Magie Gillan (Hędzia)
była dziewczyna Nialla
21 lat


Olivia Gonzales (Chachi)
wspólniczka Nialla, dealerka
18 lat


Carole Watson (Caro)
wspólniczka Nialla, dealerka
24 lata


Edward Christopher Sheeran (Teddy)

wspólnik Nialla, dealer
23 lata


Julie Gomez (Jo) | Julie Lovato (JJ)
dwie najlepsze przyjaciółki,
przywódczynie gangu J&J,
który przynależy gangowi Herry'ego
wrogowie gangu Nialla
  21 lat | 22 lata



Louis William Tomlinson (The Tommo)
Współwłaściciel domu publicznego,
 najlepszy przyjaciel Harrego... do czasu.
23 lata


Logan Lerman (Percy)
19 lat
Chłopak Chachi,
zabił własnego brata,
zamknięty w Więzieniu Kilmainham
w Dublinie.


  Paul Higgins
lat 40
Strażnik w Więzieniu Kilmainham,


Zayn Higgins (Zen)
lat 22


(Postacie będą dodawane wraz z fabułą)

Rozdzial I: "Nie ma problemu"

          Milczałem, tak samo jak i on. Harry był kiedyś moim przyjacielem, ale po tym co zrobił nie mogę mu wybaczyć.
          Cztery lata temu miałem dziewczynę. Nazywała się Magie, ale lubiłem mówić na nią Hędzia. Nie wiem czemu kochałem ją tak nazywać. Miała rude włosy i piękne niebieskie oczy. Zawsze gdy powiedziałem coś zabawnego ona słodko się śmiała a gdy szeptałem jej na ucho coś romantycznego rumieniła się i chichotała pod nosem. Harry, Hędzia i ja byliśmy paczką najlepszych przyjaciół do czasu gdy ona postanowiła mnie dla niego zostawić. Wpadłem w szał, kłóciłem się z nią, potem błagałem żeby została... Było już za późno, spakowała swoje rzeczy i wyszła z naszego mieszkania trzaskając drzwiami. Nie wiedziała o tym, że Harry był łamaczem serc a ona była jego kolejną zabawką. Nie wiem co stało się z nią dalej, urwałem z nimi kontakty, ale los chciał, że dziś znowu spotkałem się znowu z tym chujem, który zniszczył mi życie... I zabrał największy skarb.
          Mój były przyjaciel w końcu wstał ze swojego miejsca i ruchem ręki zawiadomił że mam iść zanim. Prowadził mnie wzdłuż ciemnego korytarza, który oświetlały jedynie nieliczne lampki przytwierdzone do ściany. Otworzył drzwi do jednego z pokojów i dał mi do niego wejść.
          -Rozgość się, nasza Nicole zaraz przyjdzie się tobą zająć. - zawiadomił mi i zatrzasnął drzwi.
          Usiadłem na wielkim łóżku i rozejrzałem dookoła. Pomieszczenie było ciepłe. Ściany pomalowane na czerwono, jasna posadzka i wielki okrągły żyrandol. Na środku pomieszczenia stało łóżko okryte czarno-czerwoną satynową pościelą a po obu jego stronach znajdowały się szafki nocne. Na suficie dostrzegłem małą kamerkę. Właściciel obserwuje klientów? Nie ładnie. Zdjąłem swoją mokrą od deszczu bluzę i zasłoniłem obiektyw kamery uprzednio pokazując jej środkowy palec.
          Po pięciu minutach przez drzwi przeszła śliczna, brunetka. Jej skąpe ubranie odsłaniało perfekcyjną talię, pokaźny biust i jędrną pupcię. Wow, trudno się w takiej nie zakochać. Jedyne co mnie on niej odstraszało to... rany. Miała ich pełno na udach i rękach. Czemu? Natychmiast podszedłem do brązowookiej i wskazując cięcia, spytałem:
          -Dlaczego tak niszczysz swoje ciało?
Ona jedynie spuściła głowę jakby jej stopy i podłoga były teraz najbardziej interesującymi rzeczami na ziemi. Po chwili ocknęła się i cicho wyszeptała:
          -Nie mogę ci nic powiedzieć... Po prostu zacznijmy.
Zaczęła powoli i kusząco, zsuwać ramiączko biustonosza ze swojego ramienia. Wciąż byłem ciekawy dlaczego jest w takim strasznym stanie, więc przerwałem jej i szepnąłem do ucha.
          -Nie martw się, nikt nas nie widzi, zdradź mi dlaczego lub kto sprawił, że to zrobiłaś? - łzy momentalnie napłynęły jej do oczu. Wiedziałem, że starała się być silna, ale z jakiegoś powodu nie dawała rady.
          -To on... - załkała i spojrzała w stronę zasłoniętej kamery. - ...Styles każe nas wszystkie za nieposłuszeństwo albo mały zarobek. Szydzi z nas. Powtarza, że jesteśmy niczym. Boję się go, nie wytrzymuje już, proszę pomóż mi... -Ostatnie słowa były prawie niesłyszalne. Jakby nie chciała ich wypowiedzieć, ale jednak niepostrzeżenie wymknęły się z jej ust.
          -To dlaczego tu jeszcze jesteś?! - podniosłem trochę głos.
          -Więc, mój były już chłopak Ashton miał ogromne długi u Harrego a on postawił mu warunek: Albo Ash zapłaci mu te 50 tysięcy albo ja będę musiała je tu odpracować. Zostało mi może jakieś 20 tysięcy do spłacenia.
          -Okej, z regóły nie pomagam ludziom, ale dla ślicznotki zrobię wyjątek... na razie udawajmy, że nieźle się bawimy a potem coś się wymyśli.

***

          Po godzinie skakania po łóżku, głośnego jęczenia i starania się nie śmiać wyszedłem z Nicole z pokoju w którym byliśmy i zmierzyliśmy w kierunku holu. Podeszliśmy do lady za którą siedział Styles. Położyłem przed nim 15.000 funtów i krzyknąłem.
          -Stary, ona jest genialna. Czy te piętnaście tysięcy wystarczy żeby była moja na stałe?
          -Nie ma mowy Niall, jest najlepszą pracownicą piętnaście nie wystarczy, ale co powiesz na dwadzieścia pięć?
          -Niech będzie! - podałem mu jeszcze dziesięć tysięcy. Spojrzałem na dziewczynę, która miała minę "Skąd ty masz dwadzieścia pięć tysięcy funtów i dlaczego nosisz je przy sobie?!". Zarzuciłem swoją bluzę na ramiona mojej towarzyszki i wyszedłem z tego okropnego miejsca przytulając się do niej.
Gdy już przekroczyliśmy próg burdelu Nicole krzyknęła:
          -Czy ty już całkiem oszalałeś?! Nie mam dwudziestu pięciu tysięcy funtów by ci je oddać! Już mogłeś mnie tam zostawić! Nie potrzebne mi kolejne długi!
          -Hmm... Nie ma za co? - powiedziałem z sarkazmem.
          -Naprawdę, dziękuję ci, ale nie mam ci jak tego wszystkiego oddać! To szaleństwo! - westchnęła z dezaprobatą.
          -Nie ma problemu, nie musisz mi tego oddawać. Uznajmy to za... przysługę?
          -A czego chcesz w zamian za tą "przysługę"? - zapytała, wywracając oczami.
          -Daj mi się zastanowić... masz jakieś plany na dzisiejszy wieczór?
          -Niee.. a dlaczego pyt... nie, Niall nie mogę nie, mam pieniędzy...ani domu...ani ubrań - odpowiedziała, wskazując na bieliznę, którą miała na sobie.
          -Możemy zostać u mnie w domu i pooglądać filmy. - uśmiechnąłem się do niej.
          -Więc czemu nie, panie Horan, ale naprawdę obiecuję, że może za dziesieć, może za dwadzieścia lat oddam ci wszystko co do pensa. - odwzajemniła uśmiech i razem, pod ramię ruszyliśmy w stronę mojego mieszkania.

Prolog

-Cholera - zakląłem pod nosem gdy poczułem zimne kropelki spływające po moim ciele.
-Czy zawsze to kurewskie auto musi się psuć w najmniej odpowiednim momencie?!

Wracałem z kolejnej egzekucji dłużnika, ale mój Range Rover odmówił mi działania. Teraz idę sobie ciemnymi ulicami Mullingar próbując dostać się do bazy oddalonej o jakieś pięć kilometrów.

Po piętnastu minutach marszu zobaczyłem banner z napisem: "Burdel u Harry'ego. Pierwsze pół godziny gratis!".
-Świetna okazja. - wyszeptałem sam do siebie kierując się w stronę budynku. Mam przy sobie nie małą sumkę i szkoda by było tego nie wydać.

Harry, Harry, Harry skądś kojarzę to imię, ale nie jednemu psu burek na imię...

Wchodząc do domu publicznego poczułem chłód na policzkach i dreszcz w dole pleców. Pomieszczenie holu było naprawdę surowo urządzone. Białe ściany, ciemne, zniszczone panele wyłożone na podłodze i ledwo tląca się lampka przyczepiona do sufitu. Jedynym obiektem w pokoju była umieszczona w kącie lada, za którą można było zauważyć skuloną postać ubraną na czarno. Na głowie miała kapelusz z pod którego wystawało parę samotnych, brązowych loków.