środa, 14 maja 2014

Rozdział VIII "Kilka pocałunków i coś więcej"

Chachi's Pov:
         Jestem w celi z facetem. Ma na nazwisko chyba Lerman i jest mega przystojny.
Jest mniej-więcej w moim wieku i ma piękne błękitne oczy. Jedyna rzecz, która sprawia, że te zimne więzienne mury znikają to właśnie on. Znacie to nieziemskie uczucie motylków w brzuchu albo małego ataku serca na widok kogoś, kto jest waszym małym światem? Ja właśnie to czuję. Nie mogę uciec z tego małego świata i nie mam na to najmniejszej ochoty. Chciałabym zostać tam do końca mojego życia.
Wreszcie po jakiś dwóch godzinach, przez które bez przerwy gapiłam się na współwięźnia, on zagadał do mnie.
         -Kochanienka, jak masz na imię? Czyżbym się tobie podobał? Chcesz się chędożyć?  - zapytał niegrzecznie i zachichotał.
         -Może mi się podobasz a może nie a co do chędożenia... - wypowiadając z irytacją ostatnie słowo zrobiłam nawias w powietrzu. - raczej nie skorzystam. Tak w ogóle nazywam się Olivia Gonzales, ale mów mi Chachi. - uśmiechnęłam się, wstałam ze swojego zimnego łóżka i przytuliłam się delikatnie do chłopaka. Usiadłam na krawędzi jego posłania i zaczęłam:
         -A pan jak ma na imię? - zapytałam flirciarsko przygryzając wargę.
         -Logan. Logan Lerman, ale mów mi Percy. - powiedział zimno. Potem nastała cisza którą przerwał brzęk kluczy i skrzypienie krat otwieranych przez strażnika.
         -Zakochańce! Czas na lunch! Podnoście swoje szlachetne tyłki i do stołówki!
Wstaliśmy niechętnie i ruszyliśmy w stronę stołówki. Byliśmy skuci w kajdanki i ubrani w jakiś niemodny czarno-biały kombinezon, okropieństwo.
Strażnik śledził każdy nasz krok i dyktował jak mamy iść i gdzie mamy usiąść. Siedliśmy razem i kontynuowaliśmy rozmowę jedząc jakieś nie wiadomo co prawdopodobnie wyjęte z kosza albo kibelka.
         -Ile dostałaś wyroku i za co. - zapytał zaciekawiony.
         -Dożywocie za sprzedaż używek, morderstwa i przetrzymywanie. A ty?
         -Też dożywocie za zabójstwo i ciężki uszczerbek na zdrowiu oraz handel żywym towarem. - westchnął.
         -Wow! Piątka. - krzyknęłam z dziwną dumą w głosie, podniosłam rękę i przybiłam z chłopakiem piątkę.
         -Ta, niby fajnie, ale coś mnie trapi. Do końca życia nie zdobędę pracy, nie skończę studiów i nie spełnię marzeń... Wszystko dlatego, że wpakowałem się w to gówno z miłości. - łzy napłynęły mi do oczu. Było mi go niewyobrażalnie żal. Ja też się w to wpakowałam, ale nie żałuję tego. Gdybyście mieli rodziców alkoholików, tacy przyjaciele jak Caroline, Ed i Niall byliby dla was zbawieniem. Straciłam niewiele i jakoś zbytnio się tym nie przejmuję. Logan zostawił w tyle całe swoje życie, prawdopodobnie wspaniałe życie aby przypodobać się jakiejś suce, ugh. - A ty czego najbardziej żałujesz? - milczałam i zaczerwieniłam się. - Oh, przestań, powiedz i tak spędzisz całe życie w jednej celi ze mną. Żadne słówko nie wyjdzie poza mury tego budynku i sama o tym wiesz.
         -Nie, to głupie.. - zarumieniłam się jeszcze bardziej.
         -Nie bój się, powiedz mi, ja nie gryzę. Nie będę się śmiał. - obiecywał chłopak dodając mi odwagi.
         -Eh, no dobra, więc jedyną rzeczą jaką żałuje jest to, że nigdy się nie ożenię, nie przeżyje swojego pierwszego razu i nie będę miała dzieci.. wiem to głupie, ugh, mogłam ci nie mówić.. - zwierzyłam się i byłam wkurzona na samą siebie, że powiedziałam o tym facetowi, jestem idiotką, ale już nie cofnę swoich słów. Kurwa, dlaczego musisz być aż tak olśniewający. Wyjdź mi z tym twoim przekonywującym spojrzeniem.
         -A bardzo zależy ci na tych celach i marzeniach? - zapytał z czystej ciekawości uśmiechając się lekko.
         -Ta.. raczej, o niczym innym nie myślałam w ten sposób.. - stwierdziłam i odwzajemniłam mu uśmiech wzruszając ramionami.
         -Skoro i tak mamy dożywotkę to czemu by tego nie zrobić? Mamy tylko siebie i szare ściany wokół nas. Zastanów się nad tym, nie chcę tego robić z przymusem, ale też chciałbym przeżyć swój pierwszy... - zaczerwienił się. To wyglądało tak słodko, małe, malinowe rumieńce na tej jego pięknej okrągłej twarzy bez żadnej skazy. Był perfekcyjny, a myślałam, że tacy mężczyźni są na wyginięciu. Przyłapał mnie na gapieniu się na niego, uśmiechnął się niezręcznie i odszedł, ups, obym go nie odstraszyła..

***

         Strażnik odprowadził mnie do celi po popołudniowym spacerze i uwolnił z kajdanek.
W tym okropnym miejscu promienny uśmiech Logana, który wrócił ze spaceru wcześniej z powodu "złego samopoczucia", jest dla mnie zbawieniem.
         -Więcc.. zastanowiłaś się nad tym... no wiesz. - zapytał niepewnie.
         -To trudne, wszystko dzieje się tak szybko w moim życiu. Porwania, strzelanina, policja, więzienie, proces sądowy, miłość i teraz to. - wyżaliłam się. To wszystko jest dla mnie naprawdę dziwne i stresujące.
         -Oh, więc masz na oku innego.. wiesz naprawdę.. przepraszam, to głupie.. j-ja.. przepraszam. - mówił każdą część zdania tak jakby nie mógł złożyć go w całość. - A p-powiesz mi przynajmniej kto nim jest? Czy to też więzień? - szepnął przygnębiony. Zaśmiałam się cicho z dezaprobatą i spojrzałam na niego litościwie. Przykucnęłam przed nim. Siedział na swoim łóżku więc nasze oczy były teraz na mniej więcej takim samym poziomie. Starał się na mnie nie patrzeć i odwracał wzrok ze wstydem ale ja złapałam go za ręce i wyszeptałam:
         -Tak, jest więźniem. Jest bardzo przystojny, ma piękne, błękitne oczy i brązowe włosy. Samo jego spojrzenie sprawia, że można się w nim zakochać, a ten uśmiech... ahh, nieziemski.. - westchnęłam.
         -A jak on ma na imię? Jak ma na imię? - zapytał lekko zdenerwowany. Widziałam zazdrość w błękicie jego tęczówek. Zaraz, dlaczego on jest zazdrosny?
         -Poprawka. Nie on tylko ona. Jestem lesbijką. - powiedziałam z powagą zachowując kamienną twarz. Oczy chłopaka powiększyły się a dolna szczęka opadła mu tak jakby za wszelką cenę chciała spaść na ziemię.
         -Żartowałam. - zaczęłam się śmiać tak, że pewnie w całym wielkim budynku więzienia mogli mnie słyszeć. Lerman wyglądał na obrażonego, ale również nie mógł się powstrzymać i dołączył do mnie. - Ok, teraz poważnie. Ten chłopak ma na imię Logan, tak jak ty, a na nazwisko Lerman. - uśmiechnęłam się.
         -Ohh. - posmutniał i spuścił głowę lecz po chwili ocknął się i zaśmiał. - Jestem idiotą.
         -Tak, jesteś idiotą. - cały czas nie mogłam przestać się uśmiechać. - Ale słodkim idiotą...
         -Też cię kocham. - wyszczerzył się ukazując swoje śnieżnobiałe zęby.
         -Co? - serce zaczęło bić mi szybciej.
         -Olivio Gonzales, kocham cię. Kocham twój słodki uśmiech, twoje włosy, twoje oczy, twój nos, twój śmiech, kocham ciebie całą. - wygłosił i niepewnie pocałował. Nasze usta pasowały do siebie idealnie i poruszały się jak w powolnym namiętnym tańcu. Logan położył mi swoje ręce na biodrach. Oderwał się na chwilę ode mnie spojrzał w oczy szukając pozwolenia na dalsze działania. Ja bez zastanowienia pocałowałam go znowu i pokierowałam nas w stronę jednoosobowego, ciasnego, więziennego łóżka. Jego delikatne ręce wędrowały w górę i w dół mojego ciała zostawiając po sobie gęsią skórkę. Podniósł moją koszulę i zdjął ją chwilowo rozłączając nas od siebie. Zjechał pocałunkami w dół. Od szyi przez klatkę piersiową i brzuch dotarł do linii bioder.
Obsypał ją delikatnym dotykiem swoich mokrych ust. Minimalnie zsunął dół mojego uniformu ukazując czarną, koronkową bieliznę. Po chwili byłam już prawie naga. Chłopak rozpiął guziki swojej paskowanej więziennej koszuli i ukazał swoje idealnie wyrzeźbione mięśnie. Na ten widok przygryzłam delikatnie swoją wargę i poczułam ciepło w podbrzuszu. Gdyby się przyjrzeć można by było zobaczyć parę drobnych literek wypisanych drobnym czarnym tuszem na jego klatce piersiowej. Słowa były w innym języku i nie wiedziałam co one oznaczają.
         -Nigdy nie będę kochał tak samo. - westchnął Lerman. Zupełnie nie wiedziałam o co chodzi i zerknęłam na niego z pytającym spojrzeniem. - Znaczenie tatuażu أنا لن يكون محبوبا في نفس الطريق oznacza "Nigdy nie będę kochał tak samo." ona złamała mi serce i nie chcę już więcej o tym mówić. - powiedział i zastygnął w miejscu. Nie poruszył się ani na milimetra jego oczy utkwione były na ścianie. Spojrzałam w tą samą stronę co on i zauważyłam te same arabskie słowa wyryte na murze. Przytuliłam się do niego z troską i zrozumieniem a on jakby chcąc wyładować swój smutek pocałował mnie delikatnie i niepewnie. Szybko z małego całusa przeszliśmy do gorących pocałunków. Jedna jego ręka wpleciona była w moje włosy a druga wędrowała w górę mojego uda. Wsunął dwa palce do mojej bielizny i zdejmuje ją z ich pomocą. Następnie włożył je we mnie delikatnie. Zajęczałam cicho jak zwykle zapominając o tym, że jesteśmy w więzieniu a zza krat widać i słychać wszystko co robimy. Natychmiast ugryzłam się w język gdy chłopak spojrzał na mnie z lekką irytacją. Przechyliłam głowę do tyłu zaciskając usta w cienką linię. Czułam ruch jego zwinnych palców moim wnętrzu. Po chwili zastąpił je język i jego miękkie wargi. Widać, że był w tym dobry. Dość szybko fala przyjemności rozlała się po moim ciele. Niby to mój pierwszy raz, ale już wiedziałam co robić dzięki opowiadaniach Nialla. Nie raz opisywał nam jego cudowne chwile z dziewczyną poznaną w klubie albo zwyczajną prostytutką. Przewróciłam nas tak, że teraz ja byłam na górze. Wolno odpięłam zapięcie mojego biustonosza i zsunęłam go ze swoich ramion rzucając w kąt celi więziennej. Zniżyłam się do poziomu czarnych bokserek Logana i dziko lecz seksownie zerwałam je z jego ciała. Przesunęłam palcami po jego członku na co chłopak jęknął jeszcze głośniej niż ja przedtem. Rzuciłam mu to samo karcące spojrzenie na co chłopak zacisnął mocno wargi i oczy. Rysy jego twarzy momentalnie uwydatniły się a dobrze zbudowane mięśnie były napięte. Wyglądał bosko. Małe kropelki potu pojawiły się na jego czole gdy wzięłam do ust jego przyrodzenie. Było takie długie, że ciężko musiałam nadrabiać moimi małymi rączkami. Niedługo potem biała ciecz oblała mój dekolt. Lerman obrócił nas znowu przejmując rolę przywódcy. Wsunął dłonie pod moje plecy i umiejscowił je dokładnie na moich łopatkach. Wyjął z szafki nocnej foliowe opakowanie, którego zawartość wciągnął na swojego penisa. Podniósł mnie, ciągnąc ze sobą moje ciało. Oplotłam nogami jego biodra, gdy byliśmy bardzo blisko. Przysunął się jeszcze bliżej powodując zetknięcie się naszych ciał. Całowaliśmy się długo i namiętnie a nasze języki splecione były jak dwa nierozłączne więzły. Wszedł we mnie niespiesznie. Z mych ust wydobyło się ciche westchnienie. Wiedział, że to mój pierwszy raz. Po chwili cierpienia dał mi się delektować  przyjemnością. Zaczął mocniej poruszać swoimi biodrami sprawiając, niekontrolowane gardłowe jęki. On też już nie mógł wytrzymać. Staraliśmy się nie robić zbytniego hałasu co nawet nam wychodziło. Stopniowo zwalniał wyczuwając powoli zbliżający się orgazm. Doszliśmy w tym samym czasie i prawie natychmiastowo zasnęliśmy w swoich objęciach.                   Obudziło nas odchrząknięcie i para oczu wpatrująca się na nas ze zdenerwowaniem. Słyszalny był też cichy złowrogi śmiech.
         -Wiedzę, że nasze gołąbeczki świetnie się bawiły...

sobota, 10 maja 2014

Rozdzial VII "Nadszedł czas na odpowiedzi"

         Drewniany domek w lesie w Longford był najspokojniejszym miejscem na ziemi. Dwie przestronne sypialnie z widokiem na piękny las, łazienka, na której mozaikowej podłodze porozkładane były świece zapachowe, ogromna kuchnia z pełnym wyposażeniem, wyspą kuchenną na środku i mahoniowymi meblami. W salonie stał kominek pokryty skałami a wokół niego stały fotele i kanapy pokryte różnokolorowymi kocami i poduszkami. Trochę jak dom jakiegoś hipisa albo hipstera, ale nie o to chodzi. Pomieszczenia były urządzone ciepło, klasycznie i były dosyć zadbane. Zastanawia mnie to, czy ktoś tu jeszcze nie mieszka. Może jakiś mieszkaniec tego domu zapomniał zamknąć drzwi przed wyjazdem na wakacje albo weekend. Nie potrzebnie uważaliśmy ten dom za opuszczony. Musimy się stąd chyba wynieść zanim właściciel wróci do domu i wezwie policje, ale jakby się tak zastanowić to kto zabierałby wszystkie swoje rzeczy co do jednej by wyjechać gdziekolwiek. Facet musiałby zapłacić nie małe rachunki za nadbagaże w samolocie.
Przed ponownym wyjazdem muszę sobie wyjaśnić parę rzeczy z Niallem. Za długo unikaliśmy rozmowy a oboje wiemy, że nie będzie ona zbyt łatwą.
         -Niall możemy wreszcie porozmawiać?
         -Taa.. Jaki masz prob.. Czy ty? Czy ty masz te trudne dni? - zapytał przerażony.
         -Nie. - parsknęłam - skąd ci to przyszło do głowy?
         -Nie mam pojęcia. Po prostu masz taki dziwny ton głosu i wyglądasz na zdenerwowaną.. pomyślałem, że ty.. no wiesz. - Jąkał się strasznie. Zdenerwował się czymś i to chyba moja wina. Chłopak już wie co mam na myśli. Sama boję się tej rozmowy, ale ktoś ją musi zacząć.
         -Więc nie, nie mam okresu, a my mamy inne tematy do rozmowy niż podpaski, tampony i inne takie. - zaśmiałam się na co Ni mi zawtórował. -Okej ale do rzeczy czy możesz mi wytłumaczyć wydarzenie z ostatniego tygodnia? Dowiedziałam się o tobie sporo rzeczy i nie wiem czy to plotki czy... prawda. - westchnęłam. Obawiam się trochę prawdy, ale chyba każdy martwiłby się gdyby okazało się, że jego bohater jest gangsterem, którego poszukują w całym mieście.
         -Uhh.. więc to ten dzień w którym wszystko może się rozpaść. Nie miałem zamiaru ci o tym mówić, ale chyba nadszedł na to czas. Zacznę od początku. Moja matka była gangsterką odkąd skończyła 16 lat. Uciekła z domu i osiedliła się w jednym z opuszczonych poligonów wojskowych. Żyła jak chciała, imprezowała, sprzedawała narkotyki, zabijała ludzi z zimną krwią.. Pewnej nocy na jednej z imprez spotkała mojego ojca. Miał on może wtedy 24 lata albo nawet więcej. Od razu  poszli razem do łóżka. Byli tak pijani, że zapomnieli zabezpieczenia i tak na świat przyszedł Greg. Parę lat później na świat przyszedłem ja, jeszcze bardziej utrudniając im życie. Gdy byłem dosyć krzepkim 12-latkiem, rodzice zaczęli mnie szkolić na tego kim jestem. Codziennie odbywałem treningi na poligonie i uczyłem się posługiwać bronią w okolicznej strzelnicy. Greg w wieku 10 lat był na tyle mądry żeby uciec z domu, ale nie pomyślał o młodszym bracie. Spotkaliśmy się 5 lat temu w sklepie. Przyjechał zobaczyć jak wygląda teraz jego dom, jak powodzi się jego rodzinie. Pierwsze co to podszedłem do niego i zapytałem czy to na pewno on. Gdy przytaknął rzuciłem mu się w ramiona. To musiało wyglądać zabawnie, widok dorosłego mężczyzny i jego prawie dorosłego brata przytulających się i płaczących w samym centrum spożywczaka. - przysłuchiwałam się uważnie każdemu słowu, które wyszło z ust Nialla. To musi być wspaniałe uczucie gdy po latach smutku pojawia się iskierka nadziei. Gdy chłopak zobaczył łzy powoli spływające po moim policzku przerwał. - Nessa? Wszystko w porządku?
         -Tak, tak kontynuuj, proszę.. - Chłopak kiwnął głową i znowu zaczął mówić.
         -Brat powiedział, że niedługo się żeni z Denise - dziewczyną, którą poznał na parę tygodni po ucieczce z domu. Byli że sobą bardzo długo i wreszcie zdecydowali się na coś większego. Zaprosił mnie na ślub, na który oczywiście przyszedłem zabierając Eda, Chachi i Caro z którymi przyjaźniłem się już od dawna. Miałem już gang w którego skład wchodzili oni, ale nie pisnąłem o tym ani słówka bratu. Podczas wesela nagle zgasły wszystkie światła i parę uzbrojonych gości weszło na salę. Ja i Ratters czyli reszta gangu wyjęliśmy małe bronie schowane w naszych mankietach i pod sukienkami dziewczyn. Dzięki nam nikt nie ucierpiał oprócz samych zbirów. Jeden z nich zdążył uciec a był nim Louis Tomlinson. Znam gościa bardzo dobrze i wiem, że ma na mnie oko, ale my nie o tym... Więc Greg podziękował i obiecał krycie nas. Oczywiście nie był zdziwiony, wiedział, że pod opieką matki będę taki jaki jestem. Od tego czasu mamy bardzo dobry kontakt i często do siebie dzwonimy.
         -Dobrze, już wszystko rozumiem. - westchnęłam i wstałam z klasycznej sofy na której siedzieliśmy dotychczas. Niall szybko złapał mnie za rękę i pociągnął do siebie.
         -Nie masz zamiaru mnie teraz zostawiać, prawda? - oczy zaszkliły mu się i coraz mocniej ściskał moją dłoń.
         -Nie, nie mam takiego zamiaru, za dużo dla mnie zrobiłeś i j-ja.. tak jakby.. Ja cię kocham.. - wyjąkałam prawie niedosłyszalnym głosem i patrzyłam mu się głęboko w oczy wyczekując odpowiedzi. Nialler był zdecydowanie zdziwiony. Jego oczy były otwarte do granic możliwości a usta ułożyły się w kształt litery 'o'.
         -Umm... To ja może już pójdę. - powiedziałam z zażenowaniem. Poszłam w kierunku drzwi, usiadłam na małym stołku i zaczęłam wciągać zniszczone już vansy Chachi na swoje stopy. Niall prawie natychmiastowo pojawił się obok mnie i przywarł moim ciałem do zimnej powierzchni marmurowej ściany.
         -Nicole, ja też cię kocham. - wyszeptał i pocałował mnie namiętnie. Szybko odwzajemniłam pocałunek, wreszcie poczułam jego miękkie usta i zaciągnęłam się zapachem jego perfum zmieszanych z dymem papierosowym.
         Przerwało nam pukanie do drzwi. Kto to może być? Byle nie właściciel tego domu albo jeszcze gorzej - policja. Niall kazał mi iść do sypialni i zamknąć za sobą drzwi. Zrobiłam jak powiedział i przywarłam jednym uchem do drewnianej powłoki drzwi, nasłuchując. Usłyszałam zdziwiony głos Nialla:
         -Hędzia?! Co ty tu robisz?

sobota, 3 maja 2014

Rozdzial VI "Wszystko wreszcie sie wyjasnilo"

        Podbiegłam bliżej do chłopaka i upadłam nad nim na kolana. Zerwałam z siebie koszulkę i owinęłam zakrwawione udo. Z jego nosa lała się krew, którą zaczął się krztusić a oczy już straciły swój codzienny blask.
        -Nie, nie, nie, Ni, zostań ze mną. Spójrz na mnie, kochanie, nie rób mi tego. - krzyczałam spanikowana. Cholera. Po paru minutach z domu wybiegł Teddy. Wyglądał na dość spokojnego, ukląkł przed chłopakiem i zwyczajnie podjął się oczyszczaniu i opatrywaniu rany.
        Zaraz po tym usłyszałam za sobą głośny śmiech. Odwróciłam się by zobaczyć postać w ciemnym płaszczu z bujnymi brązowymi lokami na głowie. Harry.
Za nim wyłoniły się jeszcze dwie postacie. Były to dwie dziewczyny również w czarnych płaszczach. Miałam wrażenie że skądś je znam..
        -Witam, witam. Wie już kochana Nicole w co się wpakowała? Oh, tak, pewnie twój Nialler jeszcze nic ci nie wspomniał kim jest. Więc ten bohater jest dealerem i gangsterem. Zaszedł mi trochę za skórę i musi mi za to zapłacić. - zaśmiał się Harry z wyższością.
        -Niby dlaczego miałabym ci wierzyć. Zniszczyłeś moje życie bez żadnego powodu więc dlaczego nie mógłbyś zniszczyć jego od tak? - zapytałam z podejrzliwością. Teraz już niczego się nie bałam, byłam tylko lekko zmieszana. Ni jest idealny czemu miałby robić coś tak okropnego?
        -Głupiutka Nicole, ahh, nic nie rozumiesz. Myślisz, że skąd ma tyle pieniędzy? Jaką gadką zamydlił ci oczy? Może zbiera śmieci z ulicy w godzinach wieczornych? - spytał Styles z kpiną i sarkazmem. - Musi zapłacić za to co zrobił mi i za te jego słodkie kłamstewka. Niech zgnije w pierdlu albo najlepiej w piekle. - w tym momencie z domu wybiegły Caro i Chachi. Obie trzymały pistolety maszynowe. Carole trzymała fioletową maszynę w gwiazdki  a Olivia różową z motywem w jednorożce. Było to dosyć słodkie, ale to nie zmieniało faktu do czego służyły te przedmioty. W tym momencie dwie dziewczyny stojące za Stylesem wyjęły swoje białe pistolety. Jeden z wygrawerowanym na złoto słowem "Lovato" a drugi "Gomez". Zaraz, stop, Lovato i Gomez? Pamiętam je, mój ksiądz i świadkowa na przedszkolnym ślubie. Jak one się zmieniły, wow i najwidoczniej nie są już tymi samymi słodkimi przyjaciółeczkami co kiedyś. Myślę, że to nie pistolety na wodę.
        Zaczęła się walka. Ed czyli Teddy już zdążył z moją pomocą zabrać biednego Horana do domu. Mam nadzieję, że nic mu nie jest. Położył go nieprzytomnego na jego łóżku i nic nie mówiąc pociągnął mnie za rękę do piwnicy.
        -Posłuchaj, muszę pomóc dziewczynom. Masz do wyboru wziąć jedną z tych broni i mi towarzyszyć albo zostać tu z Niallem w razie gdyby się przebudził. - chłopak dał mi ultimatum. Nie mam pojęcia co zrobić. Przypatrzyłam się pięciu bronią stojącym przede mną i zapytałam rudowłosego:
        -Mogę wziąć jedną z nich i go bronić i czy nauczysz mnie w ogóle jak tego używać? - zapytałam spokojnie spoglądając raz na chłopaka i raz na bronie.
        -Dobrze więc wybierz jedną z nich. - nie zastanawiałam się długo i chwyciłam pierwszą, lepszą maszynę z drewnianego stolika, na której leżały. - Hmm.. AK-47. Świetny wybór, jedna z lepszych broni w mojej kolekcji. - stwierdził i złapał mnie za nadgarstki. - Tak musisz trzymać broń. Najlepiej przyjmij jakąś wygodną, stabilną pozycję, uklęknij albo szeroko rozstaw nogi. Zanim strzelisz musisz włożyć parę nabojów do magazynku, następnie ładujesz broń, celujesz i strzelasz. Wypróbuj to na tej tarczy. - podyktował i wskazał na biało-czerwoną tarczę wiszącą na ścianie. Pierwszy strzał za dwadzieścia punktów, za drugi, pięćdziesiąt a trzeci uderzył w sam środek, sto punktów.
        -Wow, jesteś w tym świetna, gdzie się tego nauczyłaś? - zapytał ze zdziwieniem. - Chodziłaś na jakieś lekcje? Strzelnicę?
        -Nie, ale jak chodziłam do gimnazjum dostałam nagrodę za najwięcej trafionych punktów w koszykówce. To się liczy? - zaśmiałam się.
        -Dobrze, mniejsza, poradzisz sobie, ja już muszę iść, powodzenia. - chwycił jeden z pistoletów i wybiegł z domu. Ja podreptałam w kierunku łóżka, na którym leżał chłopak z przebitą nogą. Usiadłam przed nim i czekałam aż to wszystko się skończy a przyjaciele wrócą. Jak w ogóle można urządzać taką strzelaninę na tak spokojnej ulicy, na której mieszkają praktycznie tylko spokojni staruszkowie i studenci.
        Nagle, cisza. Nic, tylko cisza. Potem hałas syreny policyjnej i głos policjantów, strzały karabinów. Nie, to nie może się dziać naprawdę. Co robić, co robić? Nie mogą mnie złapać. Myśl, Nicole. Muszę się jakoś schować. Piwnica? To chyba najlepsze wyjście. Już miałam zbiegać po schodach do piwnicy, ale zaraz, nie mogę zostawić Ni. Nadal jest nieprzytomny. Proszę, nie bądź ciężki. Chwyciłam go za ramię i oplotłam je wokół swoich barków. Pociągnęłam go za sobą i prawie zrzuciłam ze schodów, ups, przepraszam.                       Zamknęłam drzwi prowadzące do piwnicy na klucz. Teraz gdzie się schować. Całe pomieszczenie było wypełnione pistoletami, ostrzami, granatami i innymi takimi. Stała tam też jedna samotna skrzynia. Pewnie też pełna broni, ale warto spróbować. Otworzyłam ją i zobaczyłam, że ma jakieś trzy metry głębokości. Na jej lewej ścianie oparta była drabina a na prawej przylepiona była kartka:

"Schron 
Jeśli właśnie znajdujesz się w niebezpieczeństwie zejdź w dół schronu i czekaj na pomoc.
Przed zejściem nie zapomnij:
1. Zamknąć schronu.
2. Przytwierdzić dno skrzyni do jej ścianek by lepiej się ukryć.
3. Wziąć ze sobą tej kartki."

        Zrobiłam wszystko zgodnie z instrukcją i czekałam. Godziny dłużyły się nieskończenie. Na szczęście w tym miejscu było wszystko co jest potrzebne do przeżycia. Jedzenie, światło, woda i butle z powietrzem. Mogłabym tam mieszkać jakiś tydzień. Obym tylko nie oszalała, małe przestrzenie nie są czymś za czym przepadam. W dzieciństwie miałam klaustrofobię, ale z roku na rok była coraz słabsza. Teraz nie mam jakiejś ogromnej awersji do takich miejsc, ale nadal się ich boję. W małej szafeczce znalazłam notatnik i zapisywałam wszystkie odczucia aby zabić czas.

Dzień 1:
Słyszę głosy detektywów i policjantów, którzy przybyli na miejsce strzelaniny. Nie widzę ich, ale mam pewność, że przeszukują każdy milimetr tego domu i konfiskują bronie. Ktoś zajrzał nawet do skrzyni, ale przez jej dno nic nie zauważył. Wciąż jesteśmy w ukryciu. Niall jeszcze się nie wybudził. Tej nocy nie spałam ani nie tknęłam żadnego posiłku. Przytłaczają mnie myśli o tym, że Ni się nie wybudzi a Eda, Carole i Olivii nigdy więcej nie zobaczę. Chcę stąd wyjść, ale nie mogę. Powoli popadam w szał a to dopiero początek.

Dzień 2:
Nialler nadal nie przytomny. Wciąż czekam, myślę i nasłuchuję. Udało mi się podsłuchać rozmowę dwóch policjantów:
-Oni już nigdy nie wyjdą z więzienia, na ich miejscu wolałbym umrzeć. - zaśmiał się jeden.
-Ja też. - odpowiedział drugi i poszedł w ślady kolegi śmiejąc się w niebo głosy.
Czyli oni żyją, wszyscy. Czy Horan będzie chciał ich wyciągnąć z więzienia? Czy on w ogóle kiedykolwiek się obudzi? Jedynym faktem jaki mnie pociesza to, to że on jeszcze oddycha. Nic nie jadłam ani nie spałam, nawet na minutę nie zmrużyłam oczu .

Dzień 3:
W tej cholernej dziurze znalazłam moją przyjaciółkę. Nie wiem czy jej użyć... dawno tego nie robiłam i obiecałam Chachi, że nigdy więcej tego nie zrobię. Zaczęły mi się przypominać wydarzenia z nocy, w której moje ramię zostało przestrzelone. Oni mnie okłamali, ale i tak wszystko się wydało. Mam gorsze zmartwienia niż kłamstwa. Wybieram walkę o życie. Wreszcie udało mi się przespać i coś zjeść. Pewnie wyglądam jak zombie. Niall nadal śpi.

Dzień 4:
Horan się obudził, nie pamięta nic więc opowiedziałam mu co się stało. Jest wściekły. Zobaczył też mój notatnik i przeprosił, że musiałam przez to wszystko przejść sama. Teraz jest ze mną i nie mam się czym martwić. Zaczęłam regularnie jeść i spać. Wszystko zaczyna się układać a detektywi chyba zostawili to miejsce. Dla pewności zostaniemy tu jeszcze trochę.

Dzień 5:
Wreszcie zdecydowaliśmy się na wyjście. Już zapomniałam jak to jest oddychać świeżym powietrzem  Muszę obgadać z Niallem jeszcze parę spraw, ale przyjdzie na to czas. Musimy wyjechać stąd jak najszybciej i znaleźć jakieś bezpieczne miejsce. Chora noga Ni nie ułatwia sprawy jednak jakoś sobie radzimy, chłopak jest osłabiony. Idziemy właśnie do wypożyczalni samochodów i wyjeżdżamy do Longford - miasta sąsiadującego z Mullingar.

Dzień 6:
Znaleźliśmy opuszczony dom w lesie w Longford. To chyba nasz szczęśliwy dzień.






piątek, 2 maja 2014

Rozdzial V "I tego dnia stal sie jej jedynym szczesciem"

          Jestem już gotowa do wyjścia. Caro gdy usłyszała, że idę na randkę z Liamem czy jak one go nazwały - "największe ciacho we wszechświecie" również była strasznie podekscytowana. Pożyczyła mi swoją najlepszą sukienkę i szpilki. Sukienka była różowa, bardzo krótka, udekorowana różnokształtnymi cekinami i diamencikami. Miała dekold w kształcie serca, który też odsłaniał nie mało.
          Dziewczyny podkręciły i natapirowały moje proste, oklapłe włosy oraz nałożyły dość mocny jak na mnie makijaż. Skończyły o 19:30 więc miałam jeszcze czas aby zjeść szybką kolację.
Liam przyjechał dokładnie o wyznaczonej godzinie. Przyjaciółki przytuliły mnie, życzyły powodzenia i udanej nocy. Caro napisała mi jeszcze swój numer na ręce w razie gdybym czegoś potrzebowała, ale problem w tym, że nie mam telefonu. Wsiadłam do jego srebrnego Lamborgini i przywitałam się z chłopakiem lekkim przytulasem. Drogę przebyliśmy w ciszy, ale dosyć przyjemnej. Gdy dojechaliśmy pod klub, w którym pracował Payne przywitało nas głośne dudnienie muzyki i paru chłopaków, którzy już zaliczyli zgon, leżących na chodniku przed Mojito. Chłopak zamówił dla nas po drinku i pociągnął na parkiet. Bawiliśmy się świetnie. Pomieszczenie wirowało. Piłam kolejny drink. Już nie liczyłam który bo zgubiłam się przy piętnastym. Moje ciacho też już ledwo trzymało się na nogach.
          Gdy klub opustoszał i zostało już góra trzydzieści osób Liam wybełkotał do mojego ucha:
          -Kochanie, chodź ze mną na górę, źle się czuję.
          -Tak, jasne, chodź, ja zar.. - nie dokończyłam gdyż kolacja wydostała się na zewnątrz. Powodzenia ze sprzątaniem, pracownicy!
          Poszliśmy na górę i weszliśmy do jednego wolnego pokoju, w którym zwykli byli spać ludzie tacy jak my - nabici w trzy dupy. Położyłam się i przytuliłam głową do poduszki. Poczułam coś jeżdżącego w gorę i w dół mojego uda. To była ręka Payne'a.
          -Liam daj mi spać. - wymamrotałam zasypiając.
          -Ale, żono, jeszcze nie świętowaliśmy naszej nocy poślubnej. - wyszeptał mi do ucha a ją natychmiast otrzeźwiałam. Co kurwa?! Mam nadzieję, że myśli o tym co ja.
          -L-Liam? - zaczęłam, ale nie dane mi było skończyć gdyż chłopak wbił swoje wargi w moje.
          -Ciii, wiem, że tego chcesz, nie sprzeciwiaj się i tak to nic nie da. - wyszeptał. Łzy już wypełniły moje oczy. Starałam się znaleźć coś co mogłoby mnie uratować, ale nic takiego nie było. Już za późno, mój oprawca zaczął mnie rozbierać przy czym trzymał mnie tak bym nie mogła uciec.
Nie płacz, myśl, Nicole!
          -I tak masz małego, dupku. - splunęłam mu w twarz.
          -Zaraz ci pokaże, dziwko. - wykrzyczał z wyższością i puścił mnie na chwilę by mógł rozebrać się już kompletnie. Wykorzystałam moment nieuwagi i pobiegłam do drzwi. Zamknięte. Dlaczego tu nie ma nawet okna, ugh. Nagle poczułam pieczenie na policzku. To ten chuj. Powalił mnie na ziemię i po tym jak straciłam przytomność zrobił co chciał.

***

          Obudziłam się czując wielki ciężar na klatce piersiowej. To on. Znowu. Czyli to się stało. Kurwa, i tak byłam prostytutką,  muszę stąd jakoś wyjść. Delikatnie zrzuciłam z siebie śpiące ciało i pozbierałam swoje ubrania. Wcisnęłam się w ciasną sukienkę po czym przeszukałam szafki w poszukiwaniu klucza do drzwi. Nic, wszędzie pusto. Wreszcie po paru minutach mnie olśniło. Spodnie. Podeszłam do pary jeansów i w kieszeni znalazłam to czego szukałam. Spokojnie wydostałam się z pokoju. Ok, co dalej? Wczoraj w głównej sali chyba widziałam telefon. Tak, jest. Spojrzałam na rękę i próbowałam odczytać rozmazane na niej cyfry. O dziwo udało mi się za pierwszym razem i po trzech sygnałach usłyszałam głos Caroline w słuchawce.
          -Czemu cię tak długo nie ma?! - wydzierała się jak moja matka gdy za długo nie było mnie w domu. - Martwimy się!
          -Ten dupek mnie zgwałcił, ale co z tego? Może ktoś po mnie przyjechać zanim się obudzi? - błagałam. Zawsze musi się coś przytrafić, ahh i to ramię boli jeszcze bardziej.
          -Co? Nic ci nie jest? Niall zaraz po ciebie będzie! - zapewniła Caro.
          -No, poza tym, że mnie zgwałcono i wszystko mnie boli to nic takiego. - westchnęłam sarkastycznie. - Dobrze już kończę, śpieszcie się.

***

          -Zabije go! - krzyknął Niall zaciskając mocno swoje pięści. Jego knykcie aż pobielały a oczy były czerwone od złości. - Co za dupek tak traktuje kobiety?!
          -Uspokój się, jeszcze tydzień temu sam byłeś na dziwkach i chciałeś to ze mną robić. - stwierdziłam spokojnie przymrużając lekko oczy.
          -Ale to co innego! - krzyknął.
          -To dokładnie to samo, Niall. I czy mógłbyś się uspokoić. To nic takiego. - wyszeptałam. Mojej rozmowie z Niallem przyglądała się cała reszta. Caro, Chachi i Teddy byli przygnębieni, nie odzywali się, tylko przysłuchiwali się rozmowie.
          -Uh, dobrze. A czy wasza trójka może wreszcie wyjść? To nie teatr, idźcie zająć się swoimi sprawami. - podyktował Horan na co przystała cała reszta i zostawili nas samych. - Więc jak to się stało? Co ci zrobił? Co mówił?
          -Niall, czy możemy zmienić temat? Ciężko mi się o tym rozmawia, to takie dziwne..
          -Ta, przepraszam. Co powiesz na posłuchanie kilku płyt Little Mix i wyluzowanie się na moment? - zaproponował.
          -Jasne. - odpowiedziałam nieśmiało.

***

          -...No i wtedy Leigh-Anne upuściła ten tort i... Hahaha... on uderzył sukienkę Perrie brudząc ją całą i tak rozpoczęła się walka na żarcie. To był chyba najlepszy Meet & Greet w moim życiu. - opowiadałam Niallowi. Zaczęłam czuć się przy nim bardzo komfortowo. Rozmawiałam z nim o wszystkim i o niczym. Śmialiśmy się, przepychaliśmy, opowiadaliśmy swoje historie.
          -Hahaha... ja bilet na Meet & Greet znalazłem na ulicy, ale miałem już jeden więc dałem go przypadkowej dziewczynie. Ona rzuciła mi się na ręce, wycałowała i wyściskała tak, że prawie nie mogłem oddychać.
          -Ej, ktoś mi dał ten bilet na M&G i zrobiłam dokładnie to samo... To byłeś ty! Byłeś taki słodki, miałeś aparat na zębach i rumieniłeś się gdy cię całowałam. Dziękuję za spełnienie marzeń. - uśmiechnęłam się do niego niego i przytuliłam jeszcze raz. - Jejku nie mogę w to uwierzyć! Zmieniłeś mi życie.
          -Nie ma za co. A wiesz.. jeszcze mi się za to nie odwdzięczyłaś. Co powiesz na imprezę? - zaproponował.
          -Po wczorajszej? Nigdy więcej. - zaśmiałam się że sarkastycznie.
          -A, no tak, przepraszam, zapomniałem. - zasmucił się.
          -Nic nie szkodzi. - burknęłam.
          -A koncert Little Mix w ten weekend? Mam dwa bilety. Zero alkoholu i zero nocowania poza domem. Obiecuję że wrócimy zaraz po koncercie. - zapewnił mnie. Tak bardzo chciałabym iść na ten koncert, ale jednak wciąż mam jakieś obawy.
          -Jasne, ale obiecaj mi, że nic się nie stanie. - odpowiedziałam po krótkim zastanowieniu.
          -Obiecuję.

***

          -Niall, to był najlepszy koncert w moim życiu. - krzyknęłam i wtuliłam się w niego. - Dziękuję. -chłopak objął mnie i obrócił wokół własnej osi. - przez ten tydzień bardzo zaprzyjaźniłam się z Niallerem. Zaczął nazywać mnie 'Nessa' bo twierdzi że pseudonimy są słodkie. Ja nazywam go teraz 'Ni' albo 'Nialler'. Jesteśmy sobie bardzo bliscy. Nasze związki były kompletnie nie udane a rodzice zmarli. Jego popełnili wspólnie samobójstwo. Nie dawali rady i po prostu poddali się zostawiając osieroconych synów. Tak, Ni ma starszego brata Grega, ale on zdążył już ułożyć sobie życie. Mieszka w Londynie, ma żonę Denise i syna Theo, który czasem odwiedza Nialla w Irlandii. Theo jest słodkim dwuletnim chłopcem o niebieskich oczach. Chłopak pokazał mi jego zdjęcie i wyglądają bardzo podobnie. Te oczy i włosy, wyrośnie z niego niezły przystojniak jak z wujka.
          W chwilach w których jestem z Horanem zaczynam się zastanawiać czy kiedykolwiek wyjdę z FriendZone. Chyba zakochałam się po uszy. Chachi miała rację. Zobaczymy co będzie później, na razie to tylko przyjaźń.

***

          -Znowu musisz iść do tego Nando's? - spytałam Niallera gdy wszyscy razem oglądaliśmy w salonie "Love Actually". Chyba zadomowiłam się tam na stałe. Cały czas szukam nawet dorywczej pracy, ale w okolicy nie ma niczego takiego. W zamian chodzę domownikom do sklepu, na pocztę, zapłacić rachunki. Gotuje im również posiłki bo gdy ostatnio upichciłam zupę cebulową i spagetti w sosie własnym stwierdzili, że jestem znakomitą kucharką.
          -Niby po co do Nando's? - wtrąciła Caro a Niall spiorunował ją wzrokiem na co trochę się speszyła.
          -Do pracy... - wysyczał przez zęby. Ta sytuacja była dziwna tak jakby nie chciał czegoś powiedzieć. Może ma inną pracę, ale jeszcze gorszą niż praca w tanim fast-foodzie.
          -A no tak, zawsze zapominam, jeszcze niedawno pracowałeś w KFC, hah. - dziewczyna zaśmiała się niezręcznie. Coś tu musi być nie tak, co oni ukrywają?
          -Nessa, zależy mi na pracy a dość często je tracę a jak widzisz nie łatwo jest utrzymać tak ogromny dom. - westchnął Niall. - Za samą elektryczność płacimy około 1000 funtów. - Co? Dlaczego kupiłeś mnie za 25 tysięcy funtów skoro płacisz nieziemskie rachunki utrzymując się z wypłaty z Nando's. Nie ogarniam go, ale pominę ten temat, mam już dość zamartwiania się pieniędzmi i innymi bzdurami.

***

          Byłam dzisiaj z Ni w barze zjeść pizze. Gdy weszliśmy do budynku już prawie nikogo w nim nie było. W sumie, nie ma się co dziwić, była 23.30, mało kto przychodzi do baru o tej godzinie. Jedyną osobą jaką tam zauważyłam była siedząca w rogu pomieszczenia rudowłosa kobieta. Miała podbródek oparty na pięści, wokół niej na stoliku było pełno pustych butelek po wódce i innych świństwach. Jej oczy już powoli się zamykały, ale gdy nas zobaczyła spojrzała w naszą stronę ze zdziwieniem i pobladła. Jakby zobaczyła ducha albo coś gorszego.
          Usiadłam z Horanem w drugim końcu pomieszczenia i czekaliśmy na nasze zamówienie. Rudowłosa w tym czasie poczołgała się do wyjścia gdyż nogi odmówiły jej posłuszeństwa od nadmiaru alkoholu we krwi. Miała łzy na policzkach i słyszalne było jej ciche łkanie. Z jej ust wydobywały się także monotonnie powtarzane zdania takie jak "On wrócił." i "To był największy błąd", "Magie, to już stracone". Zakładam się o 20 funtów, że właśnie uciekła z psychiatryka.
          -Widziałeś tą dziewczynę? Jakaś stuknięta. - wyszeptałam, mając pewność, że nikt poza chłopakiem mnie nie usłyszy.
          -Nie, myślę, że po prostu ma słabą głowę do takich trunków. - zaśmiał się niepewnie. I znowu to wrażenie jakby coś ukrywał. Moja intuicja mówi mi, że mimo tego, że on o mnie wie wszystko ja nie wiem o nim prawie nic. Dziewczyna przeraziła się któregoś z nas, ja nie widziałam jej nigdy na oczy co może znaczyć, że tym kimś jest Nialler. Pewnie się znają, ale Horan jest zbyt tajemniczy i zamknięty żeby mi o tym powiedzieć. Chyba nigdy nie poznam go w 100%..
          Wieczór, a właściwie noc z Niallem spędziłam dosyć przyjemnie. Pizzę zjedliśmy w ciszy, ale dużo rozmawialiśmy podczas drogi powrotnej. Dowiedziałam się trochę o jego zainteresowaniach. Nigdy nie wpadłabym na to, że ten facet kocha śpiewać i grać na gitarze albo perkusji. Mam nadzieję, że kiedyś ten pracownik Nando's porwie serca milionów fanek i zrobi karierę muzyczną. Ah, marzenia. Ja kiedyś miałam nadzieję na założenie rodziny z Ashtonem i pracę jako fotograf a tu proszę, samotna ex dziwka bez pracy mieszkająca z obcymi ludźmi. Ironia losu.
          Już byliśmy przed drzwiami domu Ni. Ledwo wyszliśmy z samochodu a o moje uszy obił się straszny dźwięk strzału i krzyk. Odwróciłam się i zobaczyłam chłopaka leżącego na ziemi.