poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Rozdział XI: "Ponowne spotkanie"

Nicole's POV:

               Minął już jakiś czas odkąd nasz dom odwiedziła Hędzia. Doprowadziliśmy ją do ładu i pozyczyliśmy ubrania i wow, nie dziwię się, ze była gwiazdką na niebie Nialla. Jednak teraz to ja nią jestem. Zresztą to mówi mi co noc. Powtarza jaka jestem piękna, idealna. Gdy jesteśmy sami podziwia każdy skrawek mojej twarzy. Zna każdy pieprzyk i każdą zmarszczkę. Mówi, ze nigdy nie spojrzy na inną dziewczynę dopóki ma mnie przy sobie. On już nie jest taką twardą skałą jaką wydawał się być jak go poznałam. To, że jest pokrzywdzony przez życie nie znaczy, że nie ma uczuć. Czasami zastanawiam się czy chciałby się oderwać od bycia tym złym. Czy gdyby miał innych rodziców to byłby inny. Zapewne tak, ale czy wtedy poznałby mnie? Czy trafiłby w to samo miejsce to ja w tym samym czasie? To jest trochę miłość jak z fanfiction, nie sądzicie? Bezgraniczna. Zawsze myślałam, ze takie istnieją tylko w tandetnych opowieściach a jednak trafiają się też naprawdę.
Dzisiaj pierwszy raz odwazylismy się wyjść z domu. Idziemy do kina na jakąś ekranizację książki. Chyba "Gwiazd naszych wina". Ja na wszelki wypadek biorę chusteczki a on mini gun. Nie mam mu za złe, ze chce nas bronić, nawet to popieram, ale nie każdy facet bierze na randkę pistolet. To trochę dziwne...
W każdym razie będzie świetnie. Oprócz broni przemycamy na salę masę jedzenia. Jesteśmy już gotowi do wyjścia gdy dzwoni telefon. Odbieram go ja a w słuchawce rozbrzmiewa głos rudowłosej:
               -Jezu, Niki, jestem na randce i zupełnie nie wiem co robić. Moja pewność siebie chyba spłynęła w rynsztoku. Proszę pomóż rozmowa nam się nie kleji, nic. - Panikowała
               -Co? Z kim na randce? A zresztą nie ważne. Nie mam za bardzo czasu. Uspokoj się, pytaj o jego zainteresowania, patrz mu w oczy i uśmiechaj się.
               -I nie zapomnij prezerwatywy. - mruknął do słuchawki roześmiany Ni.
               -Powodzenia, baw się dobrze. - Powiedziałam i rozłączyłam się.
Ruszyliśmy na pieszo do oddalonego o dwa kilometry kina. Niby domek w lesie ale miasto było dosyć niedaleko. Swobodnie przeszliśmy wzdłuż krętej ulicy i trafiliśmy prosto do budynku z wielkim szyldem "MULTIKINO". Weszliśmy do środka i podaliśmy bilet miłej pani stojącej przed wejściem do sali numer dwa i weszliśmy do pomieszczenia. Rozsiedliśmy się na wygodnych fotelach i zajadaliśmy się przemyconym popcornem czekając na rozpoczęcie seansu. Film poprzedzało jakieś półgodziny reklam, przez które zjedlismy już połowę jedzenia jakie przynieśliśmy. Zwiastuny innych filmów, reklamy cukierków, płynu do golenia i list gończy?
"Poszukiwana jest para morderców i dealerów. 22 latek i 20 latka uciekli z miejsca strzelaniny. Reszta gangu zamknięta w więzieniu. Ta dwójka ostatnio widziana była na terenie Mullinghar w wyporzyczalni aut. Każdego kto ich widział prosimy o kontakt z policją." W tym momencie pojawiły się nasze zdjęcia. Nie, to niemożliwe. Przełknęłam głośno slinę i złapałam Nialla za rękę. Wziął ją i zaczął delikatnie rysować kciukiem kółka na mojej skórze. Do końca filmu nawet nie spojrzałam na ekran. Patrzyłam pustym wzrokiem w sufit. Myślałam co teraz będzie. Jesteśmy poszukiwani w całej Irlandii. Nie uda mi się teraz uciec do rodzinnej Polski ani długo nie pomieszkam w jednym miejscu. Mam nadzieje, że Niall coś wymyśli. W co ja się wpakowałam.

***

               Po powrocie do domu przytulaliśmy się do siebie i rozmawialiśmy na różne tematy, szerokim łukiem mijając ten nieprzyjemny wątek poszukiwania nas przez policję. Szeptaliśmy sobie słodkie słówka. Niall zwiedzał rękami każdy milimetr mojego ciała. Jego usta musnęły moje i...i...i usłyszeliśmy dzwonek telefonu Ni "Don't Stop - 5 seconds of summer". 
               -Dlaczego oni zawsze dzwonią w nieodpowiednim momencie? - jęknął i wstał z kanapy. Podniósł swojego samsunga ze stolika i odebrał połączenie w trybie głośnomówiącym.
               -Halo? Rozmawiam z Niallerem?
               -Taaak. - odpowiedział niepewnie.
               -Gościu, żyjesz jeszcze? Uciekliśmy! Tu Teddy. Jezu, jak żyjesz? 
               -Ed?! Boże martwiłem się o was. Jak wam się udało?
               -W sumie to nie było takie trudne. Chachi wpakowała się w kłopoty, ale dosyć uprzejmy strażnik ją przyłapał na seksach z innym więźniem...
               -Zamknij się. - krzyknęła Olivia do słuchawki.
               -Zabawna historia. No i ten strażnik - Paul Higgins zaproponował pomoc w ucieczce za wyciągnięcie z więzienia jego syna. Noo i tak jesteśmy w jego domu na obrzeżach Dublinu. - dokończył Sheeran.
               -Jesteśmy jakieś półtora godziny od ciebie. Przyjadziemy do was jutro rano. Prawda Ni? Możesz podać mi adres? - piszczałam podekscytowana. Przynajmniej jedna dobra wiadomość tego dnia. Żyją i są bezpieczni. To jest najważniejsze.

***

               
                 Jedziemy właśnie na Charlestown Avenue 78 w Dublinie. Jedziemy spokojnie. Jazda obyła się bez korków i co najważniejsze - policji. Samochód, który wynajęliśmy jeszcze w Mullinghar został trochę przerobiony. Zmieniliśmy mu rejestrację i przemalowaliśmy za resztę kasy, którą znaleźliśmy w schronie i w skarpecie Caro z hajsem "na czarną godzinę". Jest mniejsza szansa na to, że nas znajdą. Gdy dojechaliśmy na miejsce przeszliśmy na czwarte piętro po schodach. Mieszkanie numer 45. Zapukaliśmy, ale nikt nie otworzył drzwi. Pchnęłam drewnianą powłokę i otworzyła się bez najmniejszego oporu. Bałagan i grupka ludzi leżących na podłodze. Brązowooki chłopak o ciemnej skórze kiwający się w przód i w tył zaraz obok zakrwawionego mężczyzny w średnim wieku z cały czas otwartymi oczami bez żadnego wyrazu. Żandego życia tlącego się w nich.
                 -Oh, kto do nas zawitał... - wyszeptał zachrypnięty lekko głos. Nie zobaczyłam już nic więcej oprócz burzy loków. Dalej była już tylko ciemność i zimna podłoga nieogrzewanego mieszkania.
_________________________________________________________________ Obiecuję, ze następny rozdział będzie długi niczym litania. Kocham xx Teło

Rozdział X: "Wolni"

Chachi's Pov:

           Słysząc głos zerwałam się z Loganem na równe nogi. Zasłoniłam się kocem a on wciskał na siebie szybko kombinezon. Do cholery czemu mam takiego pecha.
Między kratami zobaczyłam twarz starszego mężczyzny. Był dosyć zadbany, parę zmarszczek mimicznych i nic poza tym. Wyglądał dosyć przyjemnie, ale wątpię żeby strażnik więzienny, który właśnie przyłapał dwójkę więźniów w jednoznacznej sytuacji miałby dobre zamiary.
           -No, no, no. Widzę, że nieźle się dziś bawiliście. Szkoda by było gdyby główny strażnik się o tym dowiedział... - zaczął Paul z tego co wyczytałam z jego identyfikatora. - Jestem Paul - strzał w dziesiątkę - i mam dla was małą propozycję. - Oboje patrzyliśmy się na niego z dekoncentrowanymi spojrzeniami. - Więc w zamian za nie doniesienie na was oczekuje od was małe spryciarze abyście mi pomogły. Wasza część układu, który prawdopodobnie zawrzemy polega na ucieczce. Tak, macie szansę uciec, ale nie sami. Mój syn również jest tutaj zamknięty. Nazywa się Zayn Malik i jest w celi 554. Oczywiście pomogę wam w ewakuacji. Liczę, że wasza dwójka jest na tyle sprytna żeby się stąd wymknąć i ludzi z gangu Olivii też możecie zabrać, może nawet to oni zaważą o powodzeniu tej misji. To jak? Wchodzicie? Czy wolicie dostać karę za nieposłuszeństwo?
Ja i Lerman spojrzeliśmy na siebie i kiwnęliśmy głowami na tak.
            -Wchodzimy. - powiedzieliśmy jednym głosem.

***

               W godzinie lunchu udało nam się znaleźć na ogromnej stołówce Eda i Caro, którzy od początku pobytu są w jednej celi i trzymają ze sobą. Jakiś idiota nas ulokował, ale to działa na naszą korzyść. Ułatwia nam to współpracę. Powiedzieliśmy im o układzie i Caro od razu jako mózg grupy wzięła się za jego przygotowanie. Po paru tygodniach obliczania czasu zmian ochrony i rozważaniu każdej możliwej okoliczności mieliśmy gotowy plan idealny. Całość miała rozpocząć się 1 kwietnia. Wtedy wszyscy więźniowie "trollują" pracowników i siebie nawzajem. O reszcie koncepcji zadecydują czyny.

***

1 kwiatnia. Czas na akcję.
                Jesteśmy wszyscy na śniadaniu i dzisiaj tak jak przewidywaliśmy jajecznica, a raczej coś co ją przypomina. Naszą przynętą jest Zayn, którego zdążyliśmy już poznać. Podchodzi do obserwatora stołówki, którego nazwaliśmy "anioł stróż" i pyta:
                -Proszę pana?
                -Czego chcesz, Higgins?
                -Wie pan jakie jest najpyszniejsze danie na świecie?
                -Ugh, jakie?
                -Jajecznica, chce pan spróbować?
                -Nie.
                -Ups, za późno, już leci! - krzyknął i zza pleców wyjął plastikowy talerz śniadania rzucając go w twarz stróża. Ten natomiast chwycił swoją porcję i rzucił w Zayna. On, tak jak przewidywaliśmy schylił się a porcja poleciała w stronę innego więźnia. Ed krzyknął swoim głębokim głosem "Walka na żarcie" i tak właśnie zaczęliśmy klasyczne zamieszanie. Zayn przecisnął się przez walczące ciała do naszej grupki i razem pobiegliśmy do Paula, który "pilnował" wejścia do sali. Chachi wzięła następny talerz i cisnęła nim w 3 kamery monitoringu podczas gdy stróż nadal nie uporał się z jajkami w oczach. Wymknęliśmy się kuchnią do parkingu dla personelu czyli najmniej strzeżonego miejsca w całym Kilmainham. A mówią, że to najbardziej strzeżone więzienie w kraju, pff. Kucharki nawet nie zwróciły uwagi na 6 więźniów przeciskających się przez kuchnie 4 na 4 metry pełną sprzętu kuchennego i jajecznicy. A może Paul dopilnował tego żeby nie zauważyły. Wyszliśmy na zewnątrz i pierwszy raz nie czuliśmy tego, że ktoś śledzi nasz każdy krok. Wsiedliśmy do samochodu Paula wciskając się w siódemkę do małego vana. Nasz Higgins wykręcił profesjonalnie z miejsca parkingowego i podjechał wolnym tempem do bramy wiazdowej. Zatrzymał się przy furtce i otworzył okno.
                 -Cześć, Higs, co tam u ciebie? - Odezwał się kobiecy głos zza szyby. To była straźniczka bramy. Serce skoczylo mi do gardła. Paul nic o niej nie mówił. Proszę nie spieprz tej rozmowy.
                 -Nie zgadniesz Helen! Wreszcie wyciągnąłem syna i parę innych dzieciaków z tego miejsca! - Co on do cholery wyprawia, chyba wie co robi.
                 -Wiedziałam, ze wreszcie ci się uda! Gratuluję. Jak coś to będę cię kryć, jedź już. - westchnęła podekscytowana i jednym przyciskiem wypuściła nas z placu więzienia. Nie wierzę, ze to się dzieje naprawdę.